piątek, 16 marca 2012

Dolina śmierci


Wędrujące kamienie
               Na tych kamieniach naukowcy zagryzają sobie zęby: Te do 350kg ciężkie głazy w Death Valley wędrują po pustynnej ziemi. Dziwne rzeczy dzieją się w Dolinie śmierci. Tam, gdzie życie jest prawie niemożliwe, a warunki przypominają raczej powierzchnię Marsa niż park narodowy na Ziemi, te ślady na powierzchni pustyni  stawiają naukowców przed zagadką.
               Ponad 160 kamieni leży rozsianych na ośmiu kilometrach kwadratowych w tzw. Racetrack Playa, na dnie dawnego jeziora. Jak statki po morzu poruszają się głazy o różnych formach i wielkości niezauważalnie po kruchym podłożu osadowym. Pomiędzy nimi nie ma żadnych śladów ludzi ani zwierząt. Co sprawia, że do 350kg ciężkie skały poruszane zostają po równinie, czasem nawet pod górkę?


UFO nad USA w 1952 roku

UFO nad USA w 1952 roku - latające spodki, czy efekt zjawisk pogodowych?

UFO nad Salem
Zdjęcie wykonane latem 1952 roku przez pracownika straży przybrzeżnej, przedstawiające UFO nad Salem w stanie Massachusetts w USA

              Na całym świecie co jakiś czas dochodzi do obserwacji fenomenu UFO. Jednym z ciekawszych takich przypadków w historii jest pojawienie się niezidentyfikowanych obiektów latających w USA w latach 50 – tych XX w.
              Niespełna sześćdziesiąt lat temu Ameryką wstrząsnęła niespodziewana fala UFO pojawiających się na rodzimym niebie. Wiele z nich zaobserwować można było na wschodnim wybrzeżu kraju, a część nawet w okolicach Białego domu w Waszyngtonie. Czy były to pojazdy pozaziemskie, których załoga chciała nawiązać kontakt z Ziemianami, czy może całą sprawę można wytłumaczyć np.: zjawiskami pogodowymi?
              12 lipca 1952 roku nad miastem Salem w stanie Massachusetts, doszło do niecodziennej manifestacji tajemniczych świateł pojawiających się na niebie. Całe zdarzenie zaobserwowane zostało przez dość duża rzeszę ludzi, w tym przez pilotów samolotów pasażerskich przelatujących w okolicach. Dziwne obiekty zarejestrowane zostały również przez naziemne radary na lotniskach, zarówno cywilnych, jak i wojskowych. W celu zidentyfikowania dziwnych świateł w powietrze poderwano samoloty F-94, lecz gdy tylko zdążyły one zbliżyć się do swego celu, UFO błyskawicznie zniknęło. Świadkowie obserwujący fenomen z ziemi opisywali obiekty jako pomarańczowe kule ognia, lub klastry czerwonego i białego światła. Sprawą osobiście zainteresował się sam prezydent Truman, który zażądał od sił powietrznych wyjaśnienia tej zagadki.
              28 Lipca dwóch generałów ze sztabu amerykańskich sił powietrznych, zwołało konferencję prasową w Pentagonie. Według nich, światła, które zostały zaobserwowane 12 Lipca, to nic innego jak wynik zjawisk pogodowych, polegających na uwiezieniu warstw ciepłego powietrza pod warstwą powietrza zimnego. Według nich proces taki może wywołać zjawiska świetlne widoczne nie tylko gołym okiem, ale również rejestrowalne przez radary lotnicze. Z dalekiej odległości światła mogą sprawiać wrażenie latających kul.
              Takie wyjaśnienia nie zadowoliły wszystkich. Wielu obserwatorów zwraca uwagę, iż operatorzy radarów byli zaznajomieni z różnymi zjawiskami pogodowymi i jest mało prawdopodobne, by popełnili takie pomyłki. Niestety do dziś nie udało się znaleźć odpowiedzi, która rozwiewała by wszelkie wątpliwości w tej sprawie. Jednakże historia UFO próbujących wylądować na trawniku przed Białym Domem przyczyniła się do zwiększenia świadomości Amerykanów w kwestii „latających spodków” i możliwości istnienia cywilizacji pozaziemskich.


Na podstawie: The Guardian

"UFO nad USA w 1952 roku - latające spodki, czy efekt zjawisk pogodowych?" na Paranormalium

Samolot pościgowy Mustang P-51 kapitana Mantella

Tajemnicza katastrofa samolotu kapitana Mantella

Thomas Mantell
              Kroniki zawierające raporty z obserwacji niezidentyfikowanych obiektów latających zawierają wiele zagadek, których nie udało się do tej pory rozwiązać. Jednym z najbardziej znanych i najdłużej badanych wydarzeń z udziałem UFO jest tajemnicza katastrofa lotnicza kapitana Thomasa Mantella.

              Historyk David Michael Jacobs stwierdził, że przypadek Mantella podzielił odbiór manifestacji UFO na dwie koncepcje : społeczną i rządową. Wcześniej, mass-media zazwyczaj traktowały raporty o obserwacjach UFO jako relacje ?charakterystyczne dla sezonu ogórkowego?. Zauważył on, że "faktem jest, iż tragiczna śmierć człowieka w wyniku spotkania z domniemanym latającym spodkiem spowodowała natychmiastowy wzrost społecznego zainteresowania owym zjawiskiem. Od teraz, nowa, dramatyczna perspektywa każe Nam myśleć o UFO w sposób następujący: Oni nie tylko mogą pochodzić spoza Ziemi, ale też mogą być naszymi potencjalnymi wrogami".
W dalszej części artykuł będzie przeplatany fragmentami zapisu rozmów między pilotami eskadry dowodzonej przez Mantella a wieżą kontrolną.

Katastrofa

              25-letni kapitan Thomas Mantell był doświadczonym pilotem. Spędził w powietrzu wiele swojego życia, ponad 2160 godzin. Miał na swoim koncie wiele odznaczeń, między innymi medal za udział w Bitwie o Normandię podczas II Wojny Światowej.
              7 stycznia 1948 roku kontrolerzy lotów na lotnisku w Fort Knox w stanie Kentucky (USA) otrzymali od patrolu przestrzeni powietrznej informację o niezidentyfikowanym obiekcie latającym. Jedne źródła mówią o trzech okrągłych błyszczących obiektach, inne podają, że obiekt był tylko jeden, którego kształt przypominał dysk z wypukłą kopułą. Obiekt przelatywał nieopodal jednego z miast stanu Kentucky (źródła wymieniają miejscowości Maysville, Louisville i Madison). Zaobserwowany przedmiot miał około 90 metrów średnicy i nadlatywał znad miasta Owensboro, po czym leciał w stronę miejscowości Irvington. Według innej wersji, podanej przez wieżę kontrolną Fort Knox, "latające spodki były wielkości gmachu Pentagonu, miały średnicę około 80 metrów i przybyły ze Związku Radzieckiego".
Thomas Mantell
Kapitan Thomas Mantell
              Bez względu na rozmiar obiektu, samo jego pojawienie na niebie niemalże w samym sercu USA, i to w dodatku tak blisko Fortu Knox (gdzie przechowywane są wszystkie zapasy złota USA), wywołało istną panikę.
              O godzinie 13:45 sierżant Quinton Blackwell zauważył obiekt będąc w jednej z wieży kontroli lotów w Fort Knox. Obserwacji tej dokonali również dwaj inni kontrolerzy. Dowódca bazy, pułkownik Guy Hix opisał przedmiot jako "bardzo jasny" i "[mierzący na] około jedną czwartą wielkości pełni księżyca. Przez lornetki obiekt wydawał się posiadać w swojej dolnej części jakąś czerwoną linię. Pozostawał pozornie nieruchomy przez około półtorej godziny".
              Niedługo potem obiekt dostrzegła zaalarmowana w międzyczasie przez Fort Knox załoga podległego tej bazie lotniska Godman Field.
              W powietrze wystartowały cztery Mustangi P-51. Pilotem jednego z nich oraz dowódcą eskadry był kapitan Mantell. Sierżant Blackwell przez cały czas pozostawał w kontakcie radiowym z pilotami. Zapis rozmów między pilotami a bazą Fort Knox został utrwalony na taśmie magnetofonowej.

15:00 Mantell: Jeszcze nic nie widzę. Skręcam w kierunku Ohio River Falls.
15:02 Mantell: Widoczność dobra. Jeszcze nic nie widać. Wysokość 9400 stóp [2865 metrów]. Idę w górę.
15:07 Hendricks: Kończy mi się paliwo. Proszę o zezwolenie na lądowanie.


              W jednym z samolotów kończyło się paliwo i pilot, podporucznik Hendricks, musiał szybko wylądować. Kapitan Sił Powietrznych Edward J. Ruppelt (pierwszy przewodniczący Projektu Błękitna Księga) uważa, że jeśli chodzi o słowa Mantella, to między kontrolerami lotu panuje pewna rozbieżność: jedni mówili, że Mantell opisywał przedmiot jako "metaliczny i o dużych rozmiarach", inni jednak twierdzili, że kapitan Mantell nigdy nie wypowiedział takich słów.
               W samym pościgu za niezidentyfikowanym obiektem Mantellowi towarzyszyło dwóch pilotów. Obaj zeznali później, że widzieli przedmiot, był on jednak na tyle mały i niewyraźny, że nie byli go w stanie zidentyfikować. Mantell ignorował sugestie pilotów, którzy proponowali wyrównać wysokość, by móc lepiej przyjrzeć się ściganemu obiektowi.

15:09 Mantell: Wysokość 10 400 stóp [3170 metrów]. Jeszcze nic.
15:11 Mantell: Już jest. W kształcie dysku. Olbrzymi. Trudno ocenić. Jakieś 70 metrów średnicy. Górna część obiektu ma pierścień i kopułę. Wydaje się, że błyskawicznie obraca się wokół pionowej osi. Wysokość 10 500 stóp [3200 metrów].
15:12 Hammond: Widzę też. Fotografuję. Mantell idzie prosto na niego. Obiekt jest dobre 1500 metrów nade mną. Próbuję podejść bliżej. Włączył się także lewy pilot.
15:14 Mantell: Jeszcze 900 metrów. Lecę niemal dwukrotnie szybciej. Dogonię go w każdym wypadku. Wygląda jak z metalu, błyszczy. Otacza się jasnym, żółtym światłem. Zmienia kolor. Czerwony. Pomarańczowy.
15:15 Mantell: Odległość nie więcej jak 350 metrów. Przyśpiesza. Próbuje uciec. Skręca w górę pod kątem 45 stopni.
15:16 Hammond: Mantell prawie go dosięgnął. Już tylko parę metrów. Dysk leci prędzej. Nie dogonię go. Mantell zniknął w chmurach. Proszę o zgodę na lądowanie.
15:17 Clemmons: Nie dam rady. Proszę o zezwolenie na lądowanie.

Thomas Mantell
Szczątki samolotu kapitana Mantella

              Jednemu z pilotów, podporucznikowi Albertowi Clemmonsowi (niektóre źródła podają nazwisko Clements), kończył się tlen. On i drugi z pilotów, podporucznik Hammond, zakończyli pościg na wysokości 6900 metrów, Mantell jednak leciał dalej.

15:18 Mantell: Przedmiot jest gigantyczny. Ma nieprawdopodobne przyspieszenie. Teraz...

              W tym momencie łączność radiowa nagle się urwała i przez prawie godzinę los kapitana Mantella był nieznany. Posiadany przez Mantella zapas paliwa pozwalał mu zaledwie na kilkanaście minut lotu. Jego samolot nie powrócił jednak do bazy. W Godman Field podjęto więc decyzję o wszczęciu akcji poszukiwawczej. Krótko po godzinie 16:00 natknięto się w odległości 130 mil od Madison na rozproszone na przestrzeni wielu kilometrów szczątki samolotu Mustang P-51.

Sam obiekt, który jeszcze przed chwilą ścigał kapitan Mantell, zniknął z pola widzenia około godziny 15:50.

              I tu właśnie, na katastrofie samolotu i na akcji poszukiwawczej, kończy się udokumentowane oficjalne sprawozdanie tragedii. Zaczynają się coraz bardziej sensacyjne, momentami niemiłosiernie bezsensowne domysły. Nie wiadomo do końca, które z tych wersji są oparte na autentycznych faktach, a które są jedynie produktem "fantazyjnej twórczości" ich autorów.

Różne wersje, różne wyjaśnienia

              Wersja podana przez wieżę kontroli lotów w Fort Knox głosi, że w chwilę po tym, gdy Mantell osiągnął wysokość 7600 metrów, z powodu braku tlenu stracił przytomność, a jego samolot zaczął gwałtownie spadać. Samolot rozbił się nieopodal gospodarstwa rolnego w miejscowości Franklin w stanie Kentucky.
              Niemiecki badacz, Johannes von Buttlar, twierdzi, że znaleziono ciało kapitana Mantella, i że strzałki na jego zegarku "zatrzymały się na godzinie 15:18" (tę niepotwierdzoną wersję jako pewnik podaje między innymi anglojęzyczna Wikipedia oraz niektóre serwisy ufologiczne). Najbardziej prawdopodobne jednak wydaje się, iż ciała Mantella w ogóle nie odnaleziono. Siła eksplozji mogła być na tyle duża, że ciało pilota po prostu przestało istnieć.
              Według badacza UFO, Morrisa Jessupa, samolot Mantella eksplodował na tak wiele części, że każdy ze znalezionych fragmentów nie przekraczał wielkości pięści, przy czym wszystkie były "podziurkowane jak rzeszoto". "Przyczyna mogła być tylko jedna", podaje Jessup. "Samolot zbytnio zbliżył się do latającego spodka i trafił w pole zjonizowanego powietrza".
              Następna wersja pochodzi od niejakiego inżyniera Scotta, który podobno na chwilę przed katastrofą znalazł się na lotnisku Godman Field. Według niego, ostatnie zarejestrowane na taśmie słowa Mantella brzmiały: "Wielki Boże, on jest gigantyczny, ma okna!". Według Scotta, w momencie, gdy nagranie dotarło do opinii publicznej, słowa te zostały skasowane bądź też wycięte.
              Jeszcze inna wersja wydarzeń głosi, że szczegółowe badanie wypadku przeprowadziła wieloosobowa komisja składająca się z naukowców oraz specjalistów wojskowych pod przewodnictwem astronoma, profesora Liddella. Komisja doszła do wniosku, że Mantell zaatakował ścigany przez siebie obiekt, a sam obiekt przyjął atak i zniszczył samolot. Orzeczenie tej komisji nigdy nie ujrzało światła dziennego.
Mustang P-51
Samolot pościgowy P-51 Mustang

              Kolejną wersję wydarzeń podał szwedzki naukowiec, Karol Benedicks (późniejszy prezydent Szwedzkiej Akademii Nauk). Wprawdzie w chwili katastrofy kapitana Mantella nie było mowy o żadnej burzy, profesor Benedicks stwierdził jednak, że burza, w czasie której mogą powstawać pioruny kuliste, nie musi sięgać aż do ziemi. Mogła się ona rozegrać w górnych warstwach atmosfery, a piorun liniowy, który przyczynił się do powstania pioruna kulistego, mógł wystrzelić między chmurami tak wysoko, że jego grzmot w ogóle do ziemi nie dotarł. W ten właśnie sposób powstał olbrzymi (ponad siedemdziesięciometrowy!) piorun kulisty, który, pojawiwszy się nagle wśród chmur, spowodował atak całej eskadry samolotów pościgowych P-51...
              Obiekt ścigany przez Mantella miał kształt dysku z kopułą, obracał się wokół własnej osi i sprawiał wrażenie metalowego. Benedicks wytłumaczył tylko tą ostatnią cechę: "kula gazowa stanowiąca piorun kulisty ma powierzchnię tak gładką, że odbija światło słoneczne podobnie jak metalowe lustro". Obiekt goniony przez Mantella w pewnym momencie zaczął przed nim wyraźnie uciekać - według Bartelsa "był to tylko pozór jakiejś inteligentnej reakcji". "Pędzący naprzód samolot wytwarza przed sobą ssanie, czyli powoduje rozrzedzenie powietrza. Jest to równoznaczne z ochłodzeniem i zmniejszeniem ciśnienia. Dzięki temu kula pioruna od strony pościgu wybrzusza się i szybko schładza, co wywołuje lokalne, gwałtowne spalanie się wodoru z tlenem w reakcji której powstaje para wodna, która siłą odrzutu oddala kulę pioruna od ścigającego samolotu". Mimo tego mechanizmu "kula i samolot wleciały w jakieś miejsce między chmurami (tu Bartels nie wyjaśnia, w jaki sposób do takiej sytuacji mogło dojść, mimo iż kula coraz szybciej oddalała się od samolotu), co spowodowało ochłodzenie się całej masy gazu piorunującego poniżej 3500*C". Fakt ten wywołał potężną eksplozję, która rozniosła samolot i pilota na strzępy, jednak nie została z ziemi ani dostrzeżona, ani usłyszana, ponieważ rozległa się zbyt wysoko.
              Inny naukowiec, profesor Menzel, wysunął teorię, jakoby Mantell ścigał tzw. pozorne słońce (zjawisko powstające czasem w górnych warstwach atmosfery, gdy przy czystym niebie promienie Słońca odbijają się w drobnych kryształkach lodu, tworząc odbicie "drugiego słońca"). Takie pozorne słońce może efektywnie naśladować jakiś lecący obiekt, ponieważ dopóki samolot leci w dobrym kierunku, "drugie słońce" znajduje się stale w tym samym położeniu względem samolotu (w tym wypadku przed nim). To tłumaczenie jednak bardzo szybko upadło wobec wymowy faktów - Mantell przez pewien czas wyraźnie zbliżał się do ściganego obiektu, ten jednak w pewnym momencie zaczął się od niego oddalać, i to w dodatku pod kątem 45 stopni. Zupełnie niewytłumaczalna staje się w tej sytuacji obserwacja drugiego pilota podporucznika Hammonda, który widział obiekt z innej strony, przed Mantellem. Na dodatek, Mantell w pogoni za obiektem skrył się w chmurach, co już w ogóle wyklucza możliwość zaobserwowania tego typu zjawisk atmosferycznych.
              Astronom, dr J. Allen Hynek wysunął hipotezę, że obiektem ściganym przez kapitana Mantella mógł być w rzeczywistości balon meteorologiczny typu Skyhook. W tamtych czasach balony meteorologiczne tego typu stanowiły część tajnego projektu wojskowego. Były one wykonane z aluminium i miały około 30 metrów średnicy. Ponieważ istnienie takich balonów było wówczas ściśle tajne, ani Mantell ani też obserwatorzy z wieży kontroli lotów nie mogli zidentyfikować tego obiektu jako balonu. Późniejsze dochodzenie, przeprowadzone przez badaczy z Projektu Znak, wykazało jednak, że projekt z balonami meteorologicznymi został uruchomiony 7 stycznia 1948 roku w Clinton County w stanie Ohio, około 240 kilometrów na północny wschód od Fort Knox. Badacz UFO, Philip Klass, argumentował jednak, iż balon meteorologiczny mógł zostać przywiany przez wiatr.
              Wersja Hyneka również upadła - balony meteorologiczne nie potrafią nagle wznosić się do góry pod kątem 45 stopni. Ponadto wkrótce po opublikowaniu tej teorii amerykańskie centrum wywiadu (Air Technical Intelligence Center) podało oficjalnie do wiadomości, iż w dniu, w którym doszło do katastrofy samolotu Mantella, nad terytorium wypadku nie mógł się znajdować ani jeden balon meteorologiczny typu Skyhook.
Dochodzenie przeprowadzone przez Projekt Znak

              Całą sprawę zbadał Projekt Znak (ang. Project Sign, grupa powołana przez Amerykańskie Siły Powietrzne w celu badania przypadków obserwacji UFO). Choć zespół badawczy nigdy nie doszedł do jakichś konkretnych wniosków, niektórzy badacze orzekli, że Mantell błędnie zidentyfikował planetę Wenus oraz, próbując się do niej zbliżyć, stracił przytomność z powodu braku tlenu na dużej wysokości. Wniosek ten został jednak później zmieniony, ponieważ astronomowie pracujący w ramach Projektu Znak stwierdzili, że o tamtej porze dnia planeta Wenus była na niebie zupełnie niewidoczna. Przyczyna katastrofy samolotu kapitana Mantella pozostaje więc wciąż nieznana - w aktach sprawy określono ją jako "nieznaną siłę powietrzną".
              Według wielu badaczy zjawiska UFO, należy zwrócić uwagę na fakt, że mimo iż kapitan Mantell był doświadczonym pilotem, to samolot Mustang P-51 stanowił dla niego nowość. Brak doświadczenia w pilotowaniu takiego samolotu mógł stanowić ważny czynnik podczas katastrofy.

Podobne relacje

              W tym samym, 1948 roku z podobnymi niezidentyfikowanymi obiektami latającymi zetknęli się dwaj inni piloci amerykańscy. 1 października pilot George Gorman natknął się na taki obiekt, przelatując Mustangiem P-51 nad Fargo w północnej Dakocie. Pilot nawiązał kontakt z lotniskiem i zameldował gotowość do lądowania. Obsługa odpowiedziała, że będzie mógł wylądować, ale dopiero po wylądowaniu innego samolotu (typu Piper Cub), który znajdował się jeszcze w powietrzu. Gorman, przyjrzawszy się obiektowi, stwierdził, iż pod żadnym względem nie przypomina on samolotu. Chcąc się przekonać, co to takiego, zaczął ścigać obiekt, po pewnym czasie jednak zrezygnował i bezpiecznie wylądował na lotnisku.
              18 listopada inny pilot, o nazwisku Combs, natknął się na podobny obiekt niedaleko lotniska Andrews Field koło Waszyngtonu. Combs próbował wylądować, jednak "ognista kula", która pojawiła się przed jego samolotem, zasłaniała mu widok. Po niemal dziesięciu minutach "przymusowego pościgu" Combs zastosował jedyną "broń", jaką dysponował - skierował w stronę obiektu wszystkie zamontowane na samolocie reflektory. Manewr okazał się nadzwyczaj skuteczny - kula na początku odsunęła się na bezpieczną odległość, a zaraz potem błyskawicznie odleciała.

Nierozwiązana zagadka

              Zagadka katastrofy samolotu kapitana Mantella wciąż pozostaje nierozwiązana. Wciąż pojawiają się coraz to nowsze teorie próbujące ją wyjaśnić. Prawdopodobnie minie jeszcze długi czas, zanim dowiemy się, co tak naprawdę stało się tego feralnego dnia.
              W 1956 roku Kapitan Amerykańskich Sił Powietrznych i nadzorca Projektu Błękitna Księga, Edward J. Ruppelt, napisał, że wypadek kapitana Thomasa Mantella był jednym z trzech "klasycznych" przypadków spotkań z UFO w 1948 roku, które pomogły zdefiniować zjawisko UFO w społecznej świadomości oraz przekonać specjalistów z Sił Powietrznych, że UFO jest prawdziwym, fizycznym zjawiskiem.

Opracował: Ivellios

Zapis rozmów za: Lucjan Znicz, "Goście z kosmosu?: Nieznane obiekty latające", tom 1, KAW, Gdańsk 1980

"Tajemnicza katastrofa samolotu kapitana Mantella" na Paranormalium

Taśma pułkownika Halla

Taśma pułkownika Halla

              Pomimo zapewnień, jakoby Ministerstwo Obrony nic nie wiedziało o nagraniu pułkownika Halta, pułkownik Sam Morgan, były dowódca bazy w Woodbridge, udostępnił w 1984 roku prawnikowi i badaczowi UFO kopię tej taśmy. Opisane są na niej wydarzenia, jakie miały miejsce w nocy z 29 na 30 grudnia, kiedy Halt i inni badali rejon lądowania oraz przeprowadzali pomiary promieniowania. Czas nagrania na taśmie magnetofonowej wynosi prawie osiemdziesiąt minut, choć z cytowanych wypowiedzi wynika, że incydent trwał ponad dwie godziny. Pominąłem pierwszą część taśmy, z zapisem rozmów o pomiarach promieniowania. Można tam rozpoznać kilka głosów, m. in. porucznika Bruce'a Englunda, wspomnianego już przez sierżanta Bustinzę majora Malcolma Zicklera, odpowiedzialnego za bezpieczeństwo bazy, i sierżanta Nevcllsa, podoficera przydzielonego do nagłych akcji na wypadek katastrof, który - według pułkownika Morgana obsługiwał licznik Geigera.

Transkrypcji dokonali dziennikarze naukowi, Ian Ridptah i Harry Harris, za którymi cytuję poniższy fragment zapisu:

GŁOS: ... 1.48. Słyszymy bardzo dziwne głosy zwierząt z obory na pobliskiej farmie. Są bardzo, bardzo niespokojne, strasznie hałasują... Czy widziałeś światło? (zniekształcenie). Zwalnia. Gdzie?

GŁOS: Dokładnie w tej pozycji. Tam, na wprost, między drzewami- znowu tam jest. Proszę spojrzeć- na linii mojego reflektora, sir. To jest tam.

HALT: Ja też widzę. Co to takiego?

GŁOS: Nie wiemy, sir.

HALT: To jest dziwne, małe czerwone światło. Wygląda, jakby ćwierć czy pół mili stąd, może dalej. Teraz się rozłączę. Światło zniknęło. Znajdowało się około 120 stopni od naszej bazy. Czy znowu się pojawiło?

GŁOS: Tak, sir.

GŁOS: Dobrze, zgaśmy teraz latarki. Wrócimy na skraj przecinki, skąd będziemy lepiej widzieli. Zobacz, czy nic da się tego uchwycić na noktowizorze. Światło wciąż tam jest, a zwierzęta na farmie już się uspokoiły. Kierujemy się teraz 110, 120 stopni od bazy przez przecinkę, stale mamy odczyt na liczniku. Jesteśmy jakieś sto pięćdziesiąt, dwieście jardów od bazy. Wszędzie panuje martwy spokój. Nie mam wątpliwości, przed nami jest jakiś rodzaj dziwnego czerwonego światła.

GŁOS: Sir, ono jest żółte.

HALT: Rzeczywiście, widziałem też żółty odcień. Niesamowite. Zdaje się, że ono się trochę porusza w tym kierunku. Jest jaśniejsze niż przedtem. Ono się zbliża. Z całą pewnością tu idzie! Kawałki się rozpadają. Nie ma wątpliwości! To niesamowite!

GŁOS: Dwa światła! Jedno na prawo, drugie na lewo!

HALT: Zgaście latarki. Tu jest coś bardzo, bardzo dziwnego. Nie zdejmujcie słuchawek; sprawdźcie, czy ma jakieś... Kawałki znowu odpadają!

GŁOS: Przesunęło się na prawo.

GŁOS: Tak!... Dziwne!... Podejdźmy do skraju lasu, tam... W porządku, widzimy to coś. Znajdujemy się prawdopodobnie w odległości dwustu lub trzystu jardów. Wygląda jak migające oko. Porusza się z boku na bok. A jak spojrzeć przez noktowizor, to wygląda jakby w środku było puste, ciemny środek, jak źrenica oka, które patrzy na ciebie i mnoga. A w noktowizorze świeci tak jasno, że pali oczy. Przeszliśmy obok domu farmera na następne pole i widzimy aż pięć świateł o podobnym kształcie, ale teraz są nieruchome, nie pulsują czerwono. Przeszliśmy przez przełęcz, a co na liczniku? Mamy trzy wyraźne tyknięcia licznika i widzimy dziwne światła na niebie.

HALT: 2.44. Znajdujemy się w dalszej części drugiego pola i prowadzimy obserwację ponownie około 110 stopni. Wydaje się, że [światło] odleciało w kierunku brzegu. Jest tuż nad horyzontem. Trochę się porusza i błyska od czasu do czasu. Jest stabilne lub czerwone. Po negatywnym odczycie w środku pola teraz odbieramy niewielki odczyt- cztery lub pięć tyknięć.

HALT: 3.05. Widzimy dziwne błyski , są rzadkie, ale to musi być jakieś zjawisko. 3.05. Około 10 stopni nad horyzontem, dokładnie na północ, mamy dwa dziwne obiekty [...] w kształcie półksiężyca, tańczą, mają kolorowe światła. To... chyba... jakieś pięć do dziesięciu mil dalej. Może mniej. Półksiężyce przemieniają się teraz w pełne koła, jakby to była elipsa lub coś w tym rodzaju, przez minutę lub dwie. 3.15. Mamy teraz obiekt dokładnie na południe, 10 stopni nad horyzontem. A te na północy przesuwają się. Jeden się od nas oddala.

GŁOS: Szybko się oddala!

GŁOS: Ten na prawo także odlatuje!

GŁOS: Oba kierują się na północ. W porządku, teraz idzie ten z południa; zbliża się do nas. Widzimy teraz jakby promień spadający na ziemię. To nierzeczywiste!

HALT: 3.30. Obiekty są nadal na niebie, choć ten na południu zdaje się tracić wysokość. Zawracamy i idziemy w kierunku farmy. Obiekt na południu nadal wysyła promień na ziemię.

HALT: 4.00 Jeden z obiektów nadal unosi się nad bazą w Woodbridge, 5 do 10 stopni nad horyzontem. Nadal porusza się nierówno, a światło i promień takie same jak wcześniej...


              Czy ta taśma jest sfałszowana? Dziennikarz John Grant odnalazł pułkownika Morgana w dowództwie Dywizjonu Kosmicznego w bazie sił powietrznych w Peterson, stan Kolorado, i przez telefon zadał mu to pytanie. Morgan odrzekł: "Nie sądzę, aby to była mistyfikacja". Następnie dodał: Myślę, że ci ludzie rzeczywiście byli tam tej nocy i zobaczyli coś, co ich wystraszyło. Słychać ich nerwową rozmowę i wzmianki o przerażających, dziwnych światłach. Opierając się na dostępnych świadectwach, mogę tylko powiedzieć, że ci chłopcy dostrzegli coś, czego nie da się wytłumaczyć. Jestem przekonany, że nie wymyślili tego scenariusza i potem go nie odgrywali.

Artykuł pochodzi ze strony www.ufo.pl

"Taśma pułkownika Halla" na Paranormalium