wtorek, 20 grudnia 2011

UFO czy owady?

UFO czy owady?



              W latach sześćdziesiątych XX wieku naukowiec z zamiłowania, Norton Novitt z Denver w Kolorado (USA), zainteresował się hipotezą o mylnym uznaniu za UFO rojów świecących owadów. Pomysł podsunęła mu obserwacja dwóch świecących mrówek w locie. Pozorne ich świecenie było spowodowane odbiciem światła słonecznego.
              Niektóre gatunki mrówek odbywają masowe loty godowe w określonych porach roku. Roje owadów mogą liczyć nawet kilka milionów osobników. Często przybierają rozmiary tak znaczne, że można je wziąć za świetliste kule na niebie, jeśli jest pod dostatkiem światła słonecznego odbijanego od roju owadów. Nie sposób jednak wyjaśnić w ten sposób przypadków kiedy świecące niezidentyfikowane obiekty latające obserwowano nocą. Czy na pewno?
              Jak pisze Robert Chapman w swojej książce Unidentified Flying Objects (1968), Novitt zastanawiał się, czy to możliwe, by latające mrówki same wytwarzały swego rodzaju światło (a nie tylko odbijały światło słoneczne). Chcąc poddać próbie tę prowokacyjną hipotezę, przymocował uskrzydlone mrówki do piłeczki pingpongowej połączonej przewodem z generatorem prądu stałego, umieszczonym w zaciemnionym pokoju. Po uruchomieniu prądnicy mrówki zaczęły świecić jasnym światłem. Eksperyment, choć niewątpliwie ciekawy, może wydawać się bezowocny, ponieważ w świecie przyrody (jak oschle zauważa Chapman, komentując przedsięwzięcia Novitta) nikt przy zdrowych zmysłach nie podłącza mrówek do prądu!

              Warto jednak zwrócić uwagę na okoliczność, że mrówki często odbywają loty godowe wkrótce po burzy z piorunami, a zatem wtedy, kiedy powstają bardzo silne atmosferyczne pola elektryczne. To prawdopodobne, że w takich warunkach roje istotnie mogą świecić na tyle intensywnie, by można je było zaobserwować po zmroku. Nie należy więc wykluczyć, że niektóre z doniesień o UFO są inspirowane widokiem latających mrówek.
              Ta sama prawidłowość dotyczy niewątpliwie rojów ciem. W artykule opublikowanym w periodyku "Applied Optics" w 1978 roku znawcy zachowań owadów, Phiłip CaUahan i R.W. Mankin ze Stanów Zjednoczonych, udzielili niezależnie od siebie poparcia przypuszczeniom Novitta. Ujawnili, że efekt świecenia można uzyskać, umieszczając kanadyjskiego pasożyta jodeł, motyla Choristoneura fumiferana, w polu elektrycznym. Dzięki temu odkryciu potwierdzili, że w warunkach silnego naładowania powietrza elektrycznością owady są zdolne do emitowania światła. Oczywiście pojedynczy owad świeci bardzo słabo. Jeśli jednak zważyć, że stada takich motyli mogą mieć nawet 96 kilometrów długości i 24 kilometry szerokości, można się domyślać, że cały rój będzie wydzielał znaczne ilości światła - wystarczająco dużo, by wziąć go za lśniące UFO. Jak zauważyli CaUahan i Mankin, wiele spotkań z rzekomymi niezidentyfikowanymi obiektami z kosmosu przypada na czas, kiedy motyle odbywają swoje masowe wędrówki.

Dr Karl Shuker
Fragment książki Tajemnicze zjawiska na Planecie Ziemia

"UFO czy owady?" na Paranormalium

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Tajemnicze czerwone komórki z kosmosu

Tajemnicze czerwone komórki mogą stanowić dowód na istnienie życia pozaziemskiego

              Dziwne, jak mogłoby się wydawać, słoiki napełnione po brzegi mętną, czerwonawą wodą deszczową, znajdujące się w laboratorium Louisa Godfreya w południowych Indiach, mogą zawierać komórki pochodzące od "obcych".
Tajemnicze czerwone komórki z próbek Louisa Godfreya
              W kwietniu Louis, fizyk półprzewodnikowy z Uniwersytetu imienia Mahatmy Gandhiego, opublikował opracowanie w prestiżowym żurnalu "Astrophysics and Space", w którym wysunął hipotezę, że próbki - woda z czerwonawego deszczu, który padał sporadycznie w rodzinnym stanie Louisa, Kerala, w lecie 2001 roku - zawierają mikroby pochodzące z przestrzeni kosmicznej.
              W szczególności Louis wyizolował dziwne, otoczone grubą powłoką, czerwonawe komórkowate struktury o wielkości około 10 mikronów. Wciąż jeszcze nieznane, tuziny jego eksperymentów sugerują, że cząstki mogą nie posiadać DNA i wciąż wykonywać obfitą reprodukcję, nawet w wyjątkowo wysokiej temperaturze 600 stopni Fahrenheita (około 315*C, znana górna granica wynosi 120*C).
              Jak wyjaśnić to zjawisko? Louis spekuluje, że cząstki mogły być pozaziemskimi bakteriami przystosowanymi do ciężkich warunków panujących w przestrzeni kosmicznej i mogły one zostać przyniesione przez kometę bądź meteoryt, który rozbił się później na mniejsze fragmenty w górnych warstwach atmosfery i jego drobiny połączyły się z chmurami deszczowymi nad Indiami.
              Jeżeli jego teoria okaże się prawdziwa, komórki staną się dowodem potwierdzającym istnienie życia poza Ziemią i jako takie mogą dać pewne nowe wskazówki dotyczące początków życia na Ziemi.
             Ostatniej zimy Louis wysłał część posiadanych próbek do astronoma Chandra Wickramasinghe i jego kolegów z Cardiff University w Walii (Wielka Brytania), którzy obecnie próbują powtórzyć jego eksperymenty. Wickramasinghe zamierza opublikować pierwsze wyniki pod koniec tego roku.
              Tymczasem mnożą się bardziej przyziemne teorie. Jedno z indyjskich dochodzeń rządowych przeprowadzonych w 2001 roku obwinia coś, co nazwane zostało "krwistym deszczem" na glonach.
              Inne teorie mieszają w to zarodniki grzybów, czerwony kurz pochodzący z Półwyspu Arabskiego, a nawet mgłę z krwinek, która mogła powstać w wyniku uderzenia meteorytu w lecącego na dużej wysokości nietoperza.
              Louis i jego koledzy obalają wszystkie te teorie, wskazując na fakt, że zarówno glony jak i grzyby posiadają DNA, zaś komórki krwi mają cienkie ścianki i szybko giną, wystawione na działanie wody i powietrza.
              Ważniejsze jest jednak to, że komórki krwi nie mnożą się. Otrzymaliśmy oszałamiające obrazy - pochodzące z mikrografu elektronowego - tych komórek podzielonych od wewnątrz, powiedział Wickramasinghe. Widzieliśmy je rozrastające się z małymi komórkami-córkami wewnątrz dużych komórek.
              Teoria Louisa przemawia za Wickramasinghiem. Ćwierć wieku temu zredagował on współczesną teorię odnoszącą się do panspermii, która zakłada, że bakterie przyniesione przez meteoryty spowodowały powstanie życia na Ziemi.
Jeżeli to prawda, że życie zostało przyniesione przez komety cztery miliardy lat temu, mówi astronom, można się spodziewać, że takie mikroorganizmy wciąż od czasu do czasu trafiają do naszego środowiska. Mogłoby to być jedno z takich wydarzeń.
              Następny znaczący krok, jak wyjaśnia mikrobiolog Milton Wainwright z Uniwersytetu Sheffield w Wielkiej Brytanii należący do innego brytyjskiego zespołu badającego próbki Louisa, ma potwierdzić, czy komórkom rzeczywiście brakuje DNA. Do tej pory jeden z testów na obecność DNA okazał się pozytywny.
Życie, jak wiemy, musi zawierać DNA, inaczej nie jest to życie, mówi. Jednak nawet jeśli ten organizm okaże się być anomalią, brak DNA nie musi oznaczać, że ma pochodzenie pozaziemskie.
              Louis i Wickramasinghe planują dalsze eksperymenty, mające na celu sprawdzenie wpływu określonych izotopów węgla na komórki. Jeżeli rezultaty wykroczą poza normy życia na Ziemi, stanowiłyby nowe mocne dowody potwierdzające założenia Louisa, wobec których nawet sam Louis pozostaje sceptyczny.

Źródło: CNN
Tłumaczenie: Ivellios

"Tajemnicze czerwone komórki mogą stanowić dowód na istnienie życia pozaziemskiego" na Paranormalium

piątek, 16 grudnia 2011

Alternatywa dla Ziemi

Naukowcy odkryli drugą Ziemię! Czy czeka nas przeprowadzka?
Naukowcy odkryli drugą Ziemię! Czy czeka nas przeprowadzka?

              Naukowcy z amerykańskiej agencji kosmicznej NASA potwierdzili odkrycie planety w "strefie warunków sprzyjających powstaniu życia" . Planetę odkryto dzięki teleskopowi Keplera - poinformowała agencja na swojej stronie internetowej.
              Określenia "strefa warunków sprzyjających powstaniu życia" (ang. habitable zone) naukowcy używają, gdy na planetach krążących wokół jakiejś gwiazdy mogą panować warunki umożliwiające powstanie, utrzymanie i rozwój organizmów żywych. Za najistotniejszy warunek uważa się istnienie ciekłej wody.
              Planeta Kepler-22b jest odległa od Ziemi o 600 lat świetlnych. Jej promień jest około 2,4 razy większy od promienia Ziemi, a swoją gwiazdę obiega w 290 dni. Naukowcy nie wiedzą jeszcze, czy powierzchnia planety jest skalista, gazowa czy płynna. Sugerują za to, że panuje tam temperatura ok. 22 st. C. - sprzyjająca istnieniu wody. Jej gwiazda przypomina nieco nasze Słońce, choć jest od niego mniejsza i chłodniejsza. Planeta Kepler-22b jest najmniejszą jak dotąd odkrytą, krążącą po orbicie wpisującej się w sam środek "strefy warunków sprzyjających zaistnieniu życia" wokół gwiazdy podobnej do naszego Słońca. "To wielki krok na drodze do znalezienia bliźniaczej Ziemi" - ocenił jeden z badaczy realizujących program Kepler w waszyngtońskiej centrali NASA, Douglas Hudgins.
(fot. NASA/Ames/JPL-Caltech)

              Kepler-22b jest pierwszą planetą o potwierdzonej tożsamości z grupy 54 kandydatów na planety, o których naukowcy z NASA informowali w lutym 2011 r. To tylko kwestia czasu, kiedy usłyszymy o kolejnych potwierdzeniach istnienia "drugich Ziem" - uważają eksperci. Nową planetę wypatrzył Kepler - teleskop nastawiony na odkrywanie planet i kandydatów do tego miana. Urządzenie to mierzy zmiany jasności ponad 150 tys. gwiazd. Takie zmiany mogą być sygnałem tzw. tranzytu - przejścia planety na tle obserwowanej gwiazdy. Aby zweryfikować sygnał, teleskop Kepler musi zaobserwować co najmniej trzy takie tranzyty.

"Wraz z wykryciem tej planety los się do nas uśmiechnął" - uważa William Borucki z NASA Ames Research Center w Moffett Field (Kalifornia), kierujący zespołem, który odkrył planetę Kepler-22b. "Pierwszy tranzyt, jaki dostrzegliśmy, trafił się zaledwie w trzy dni po tym, jak sygnalizowaliśmy sprawność sondy. Ostatni, trzeci tranzyt, zaobserwowaliśmy po sezonie wakacyjnym 2010" -powiedział. Zaangażowani w projekt Kepler naukowcy korzystają z teleskopów naziemnych i z Kosmicznego Teleskopu Spitzera. Sprawdzają one wyniki obserwacji teleskopu Keplera, który "kandydatów na planety" wypatruje na pograniczu gwiazdozbiorów Łabędzia i Lutni.
               Już wcześniej badacze realizujący projekt Kepler informowali o wykryciu 1 094 nowych obiektów - kandydatów na planety. Od lutego, kiedy po raz ostatni opublikowano ich spis, liczba kandydatów na planety wskazanych dzięki Keplerowi wzrosła i wynosi dziś 2 326. W tej grupie aż 207 obiektów ma wielkość podobną do Ziemi, 680 jest większych (określa się je mianem "super Ziemia"), 1 181 przypomina wielkością Neptuna, 203 - Jowisza, a 55 jest od niego większych. Odkrycia, których dokonano dzięki obserwacjom trwającym od maja 2009 r. do września 2010 r. świadczą o tym, że planet podobnych do Ziemi może być w kosmosie więcej, niż przypuszczano. Informacje na temat nowej planety pojawią się w periodyku "Astrophysical Journal". PAP/zan/agt/ Reuters/wptv

niewiarygodne.pl

Rok 2012 w przepowiedniach Majów

Przerażający dowód w przepowiedniach Majów. Koniec świata nastąpi w 2012!
 
Przerażający dowód w przepowiedniach Majów. Koniec świata nastąpi w 2012!
Wyzbądźmy się złudzeń! Koniec świata nastąpi w 2012 r. Oto bezsprzeczny dowód (fot. AP)

              Wygląda na to, że dla świata nie ma już nadziei. Wszystko wskazuje na to, że, zgodnie z wcześniejszymi założeniami opartymi na Długiej Rachubie, czyli kalendarzu Majów, koniec świata nastąpi w 2012 r. Naukowcy poinformowali właśnie, że podczas przeczesywania ruin w Comalcalco natrafili na kolejne materiały, zgodnie z którymi zapowiadany przez Majów przełom dziejów to kwestia bardzo nieodległej przyszłości.
             Dotychczas gdzieś tliła się jeszcze nadzieja, że do najgorszego nie dojdzie. Wszystko ze względu na błąd w obliczeniach, który zdaniem naukowców pojawił się w procesie konwersji kalendarza Majów do kalendarza gregoriańskiego. Wg niektórych badaczy, do obliczeń mogła zakraść się pomyłka wynikająca z wzięcia pod uwagę błędnych kryteriów, co oznaczałoby, że przepowiadany przez Majów koniec dziejów nastąpiłby 100 lat później. Teraz archeolodzy natrafili jednak na kolejne sporządzone przez przedstawicieli prastarej cywilizacji notatki, które nie pozostawiają nam złudzeń. Koniec znanego nam dotąd porządku nastąpi 21 grudnia 2012 r. (lub wg niektórych zapowiedzi 23 grudnia 2012 r.)
              Zgodnie z doniesieniami ekspertów z Narodowego Instytutu Antropologii i Historii w Meksyku, ta złowieszcza dla nas informacja zawarta jest na płaskorzeźbach, które odnaleziono w ruinach ceglanej świątyni Majów w Comalcalco. Do tej pory wszystkie przewidywania głoszące, że Majowie zapowiedzieli schyłek naszej cywilizacji na grudzień 2012 r. oparte były jedynie na danych zawartych na kamiennych tablicach, które odkryto w Tortuguero. Ale teraz, wielokrotne podważane przepowiednie, będące elementem odkrycia dokonanego w Tortuguero, znalazły swoje potwierdzenie w kolejnych materiałach.

              Meksykańscy naukowcy oświadczyli, że znajdujące się na cegłach w Comalcalco inskrypcje, odnaleziono już kilka lat temu. Przez jakiś czas były one przedmiotem badań kilku grup eksperckich. Materiały te nie zostały udostępnione publicznie i wciąż są przechowywane w Instytucie - poinformował dziennik "Daily Mail".
             Oczywiście jak zwykle w podobnych sytuacjach, nie brakuje sceptyków, którzy z przymrużeniem oka spoglądają na ostatnie rewelacje. "Niektórzy proponują to jako odniesienie do roku 2012, ale ja nie jestem raczej przekonany" - powiedział David Stuart, specjalista ds. badania kultury Majów na Uniwersytecie w Austin. "Nie ma powodu, by nie sądzić, że jest to np. data odnosząca się do innych ważnych wydarzeń historycznych".
              Nie brakuje też oczywiście sygnałów, które wskazują, że przełomowa data, która nastąpić ma w grudniu 2012 r. nie ma związku z wydarzeniami, które w naszym mniemaniu można by było uznać za zjawiska o charakterze apokaliptycznym. Majowie postrzegali bowiem czas jako coś cyklicznego; kategorię, która składa się po prostu z etapów mających swój początek i koniec. Wszystkie komentowane przez naukowców materiały, które odnosić się mają do daty końca świata - tablica z Tortuguero i cegła z Comalcalco - powstały prawdopodobnie ok. 1300 lat temu.
niewiarygodne.pl

Rok miliardowych klęsk żywiołowych

To był rok ekstremalnych zjawisk pogodowych. Tak źle nie było już dawno

To był rok ekstremalnych zjawisk pogodowych. Tak źle nie było już dawno
Poprzedni rekord "miliardowych klęsk żywiołowych" odnotowano w 2008 roku. (fot. AP)

              Stany Zjednoczone nawiedziło już w tym roku dwanaście klęskżywiołowych związanych z pogodą - trąb powietrznych, powodzi, śnieżyc, suszy, upałów i pożarów -powodujących straty wysokości co najmniej 1 miliarda dolarów każda. Jest to kolejny rekord.
              Associated Press informuje o tym w czwartek, powołując się na Narodową Administrację Oceaniczną i Atmosferyczną (NOAA). Takich klęsk żywiołowych, powodujących straty wysokości 1 miliarda dolarów i większe, było w tym roku w USA więcej niż w całych latach 80, nawet po uwzględnieniu inflacji -podkreśla AP.
              Poprzedni rekord "miliardowych klęsk żywiołowych" odnotowano w 2008 roku - było ich wtedy dziewięć.
              Według Narodowej Służby Meteorologicznej, ekstremalne zjawiska pogodowe spowodowały w tym roku w USA śmierć ponad 1 tys. ludzi.

PAP/ az/
niewiarygodne.pl

niedziela, 11 grudnia 2011

Czy UFO-ludki mieszkały na Marsie?

UFO na Marsie?



              Całkiem niedawno na Marsie odkryto wodę istniejącą na głębszych pokładach gruntu. Może to oznaczać tylko jedno - na Marsie istniało niegdyś życie! Marzec 2004 roku był jednak najbardziej poruszającym okresem dla miłośników kosmicznych tajemnic.
              7 marca 2004 roku lądownik Opportunity skierował swoją kamerę na oddaloną o 227 9400 000 km jasną gwiazdę, na dziennym niebie Marsa. Przedmiotem obserwacji było Słońce, częściowo przysłonięte przez ciemne ciało o nieregularnym kształcie. Okazało się później, iż owym ciałem jest jeden z marsjańskich księżyców - Phobos, a kamera zarejestrowała zaćmienie Słońca. Obserwacja ta, poza swoją niezwykłością, pozwoliła skorygować dane orbity tego księżyca.
              Nazajutrz drugi z lądowników, Spirit, przygotowując się do nocnej hibernacji w temperaturze -120* C, zarejestrował coś, od czego osłupieli pracujący na Ziemi specjaliści: jednolita biaława barwa nieba została wyraźnie przecięta jasną kreską. Błędu nie stwierdzono, zaś same zjawisko nie dało się zinterpretować w sposób jednoznaczny.

Przedstawiono dwa wyjaśnienia.
Według pierwszego, obiektem, który zarysował się na niebie, był meteor, który wszedł w chłodną atmosferę Marsa i upadł na jego powierzchni. Żaden jednak z lądowników nie zarejestrował wstrząsu gruntu - a powinien.
Według drugiego, wokół Marsa na orbitach parkingowych stacjonuje aż siedem (!!!) różnych statków kosmicznych, z którymi w niejasnych okolicznościach utracono kontakt. Przykładem rosyjska sonda Phobos-2 czy amerykański Mars Polar Lander.

Obiekt przeleciał w czasie 15 sekund 4* na nieboskłonie, nie mogło zatem chodzić o rosyjskie sondy. Wykluczono wszystkie statki kosmiczne, oprócz amerykańskiego Vikinga-2 - jednak linia utworzona przez ten statek byłaby znacznie dłuższa.
Czym zatem był tajemniczy obiekt zarejestrowany przez kamerę Spirit'a? Meteorem, sondą ziemską? A może statkiem kosmicznym wysłanym z innego świata w celu śledzenia efektów naszego zainteresowania Czerwoną Planetą? Tego być może nigdy się nie dowiemy - nadal jednak szukamy odpowiedzi.

              Znany polski badacz Robert Leśniakiewicz wysnuł tezę, że obiekt zarejestrowany przez Spirit to statek Obcych, którzy zbliżyli się do niego celem dokładniejszego przyjrzenia się temu lądownikowi. Tym razem nie rozkręcali go (jak to robili z innymi sondami, przy okazji je psując...), ograniczyli się tylko do przyjrzenia się mu. Czujniki nie zarejestrowały żadnego ruchu, ponieważ lądownik był wówczas w stanie hibernacji i cała aparatura była wyłączona - Obcy mogli go sobie dowoli oglądać.
              Na tym możnaby właściwie zakończyć całą sprawę, gdyby nie fakt, iż w węgierskim czasopiśmie "Szines UFO" (nr 2/2005) znany badacz, publicysta i historyk kosmonautyki István Nemer opublikował artykuł, z którego wynika, że UFO widywano na Marsie co najmniej siedmiokrotnie!
              Analizując zdjęcia przesłane przez rosyjski Phobos-2 przedstawiające Phobosa odkryto kolejną zagadkę: do tego księżyca zbliżało się coś długiego i cienkiego. Obiektu sfotografowanego 25 marca 1989 roku do dziś nie udało się zidentyfikować.
              16 września 2003 roku amerykańska sonda Mariner-9 przekazała kolejne zdjęcia Phobosa. Na jednym z nich, nieopodal niewielkiego kraterku, sterczał w górę regularny obiekt w kształcie trójkątnego graniastosłupa.
              Czyżby właśnie na Phobosie znajdowały się drzwi do Innego Świata? A może obiekt sfotografowany przez Mariner-9 to pomnik wystawiony przez Obcych, pierwszych zdobywców tego ciała niebieskiego?

Opracował: Ivellios
Na podstawie informacji "Nieznanego Świata"

"UFO na Marsie?" na Paranormalium

Szóste słońce Majów

UFO ostrzega

              Fascynująca relacja o pojawieniu się UFO pochodzi z okolic wulkanu Popocatepetl, który przez długi czas uważano za wygasły. Przez trzy lata kontrola ruchu powietrznego obserwowała obiekty latające w kierunku wulkanu i z powrotem, aż wreszcie wszczęto dochodzenie w sprawie nagłego wzrostu aktywności UFO w tym rejonie.
              Okazało się, że wulkan wcale nie byt wygasły i istniało zagrożenie rychłego wznowienia jego aktywności. W lutym 1994 roku z wulkanu zaczął wydobywać się dym, a w grudniu tego samego roku Popocatepetl gwałtownie wybuchł, zasypując pyłem miasto Puebla. Na szczęście udało się uratować mieszkańców dzięki całkowitej ewakuacji. Ludność nigdy nie zapomniała o fakcie, że to zwiększona aktywność UFO skierowała uwagę badaczy na wulkan. Niektórzy zaczęli uważać UFO za swego rodzaju zbawiciela.
              Wielu mieszkańców Meksyku wskazuje na jeszcze wymowniejsze - pochodzące sprzed setek lat - świadectwo tego, iż w 1991 roku miał miejsce powrót "gwiezdnych podróżników". Majowie, twórcy starożytnej meksykańskiej kultury, spisali wiele przepowiedni, z których jedna brzmi następująco: W erze szóstego słońca wszystko, co zakopane, będzie odkryte, prawda stanie się nasieniem życia, a synowie szóstego słońca będą tymi, którzy podróżują wśród gwiazd".
              Udowodniono, że przepowiednia ta ma związek z obecnymi obserwacjami UFO w Meksyku, ponieważ określenie "szóste słońce" odnosi się do całkowitego zaćmienia słońca w 1991 roku, kiedy to w miastach Puebla, Meksyk i Tepeji pojawiły się cztery identyczne, metaliczne pojazdy UFO. To zaćmienie słońca miałoby być szóstym słońcem Majów, oznaczającym nową epokę - epokę prawdy.

"UFO ostrzega" na Paranormalium

UFO nad Berlinem

UFO w Niemczech

              Wywiad Stanów Zjednoczonych od dawna interesował się zjawiskiem UFO, Po uchwaleniu Ustawy o swobodnym dostępie do informacji ujawniono liczne meldunki i informacje z całego świata, przy czym najstarsze z nich sięgały aż roku 1940. Wiele z nich pochodziło z tak zwanych jawnych źródeł, jak na przykład zagraniczne gazety, periodyki (wywiad literacki - LITINT) lub audycji radiowych. Poniższa relacja, przetłumaczona z greckiej gazety na użytek CIA, opisuje lądowanie UFO w RFN, czego świadkami byli w lipcu 1952 roku Oskar Linke i jego córka, zamieszkali w pobliżu Hasselbach. Odebrawszy od Oskara Linkego, czterdziestoośmioletniego byłego burmistrza Gleimarshausen w Berlinie Zachodnim, oświadczenie, że był naocznym świadkiem incydentu, oficerowie wywiadu przystąpili do badania najbardziej niezwykłej relacji o "latającym spodku". Zgodnie z tą relacją, obiekt "przypominający ogromną patelnię" o średnicy około piętnasta metrów wylądował na leśnej polanie w radzieckiej strefie Niemiec. Linke wraz z żoną i sześciorgiem dzieci niedawno uciekł z tej strefy. Linke i jego 11-letnia córka Gabriella złożyli tydzień temu następująco oświadczenie, zaprzysiężone przed sędzią: "Kiedy wracaliśmy do domu z Gabriellą, w pobliżu miasta Hassclbach wysiadła nam opona w motocyklu. Gdy szliśmy na piechotę do Hasselbach, Gabriella zwróciła moją uwagę na coś, co znajdowało się jakieś sto czterdzieści metrów od nas. Ponieważ zapadał zmrok, pomyślałem, że pokazuje mi młodego jelenia. Postawiłem motocykl obok drzewa i podszedłem do miejsca wskazanego przez córkę. Kiedy jednak znalazłem się pięćdziesiąt pięć metrów od tego czegoś, stwierdziłem, że moje pierwsze wrażenie było błędne. Zobaczyłem bowiem dwóch mężczyzn, którzy teraz znajdowali się czterdzieści metrów ode mnie. Mieli na sobie jakieś lśniące metalicznie ubrania. Pochylali się nad czymś leżącym na ziemi. Zbliżyłem się na odległość dziesięciu metrów. Wyjrzałem zza niewielkiego płotu i wówczas dostrzegłem ogromny obiekt o średnicy trzynastu-piętnastu metrów.

Zdjęcie to zostało wykonane w Niemczech w roku 1978. Nic nie ma ono wspólnego z tym artykułem.

              Wyglądał jak gigantyczna patelnia. Na obrzeżu były dwa rzędy otworów o obwodzie około trzydziestu centymetrów. Odległość między obydwoma rzędami wynosiła mniej niż pół metra. Na szczycie; tego metalowego obiektu znajdowała się stożkowata, mniej więcej trzymetrowa wieża. W tym momencie córka, która pozostała nieco z tyła, zawołała mnie. Obaj mężczyźni musieli usłyszeć jej głos, bo natychmiast wskoczyli do tej wieży i zniknęli. Jeszcze przedtem zauważyłem, że jeden z nich miał z przodu lampę, która zapalała się i gasła w regularnych odstępach czasu. Teraz brzeg obiektu, w którym znajdowały się otwory, zaczął błyszczeć. Najpierw był to kolor zielony, a potem przemienił się w czerwony. Równocześnie dało się słyszeć lekkie buczenie. W miarę jak jasność i buczenie się wzmagały, stożkowa wieża zaczęła się wsuwać do wnętrza obiektu. Cały obiekt powoli wznosił się i wirował. Wydawało mi się, jakby był oparty na cylindrycznym urządzeniu, które wysunęło się z jego środka i teraz wystawało z dolnej części, sięgając ziemi. Obiekt, otoczony kręgami płomieni, znajdował się teraz kilka stóp nad ziemią. Zauważyłem, że zaczął powoli unosić się, a cylindryczne urządzenie, na którym się wspierał, zniknęło w środku i pojawiło się ponownie na jego szczycie. Szybkość wznoszenia była coraz większa. Jednocześnie oboje z córką usłyszeliśmy gwizd podobny do tego, jaki wydają padające bomby. Obiekt przyjął pozycję horyzontalną i skierował się w stronę sąsiedniego miasta Stockheim, a następnie, nabierając wysokości, zniknął za wzgórzami i lasem". Wiele innych osób, zamieszkałych w tym samym rejonie co Linke, także informowało o pojawieniu się obiektu, który - ich zdaniem był kometą. [...) Po przedstawieniu tego zeznania sędziemu, Linke oświadczył dodatkowo: "Pomyślałbym, że obcuje z córką mamy jakieś przywidzenia, gdyby nie pewien element tej scenerii: gdy obiekt zniknął, poszedłem w to miejsce, gdzie się przedtem znajdował. Znalazłem okrągłą dziurę w ziemi, widać, że świeżo wykopaną. Miała taki sam kształt, jak stożkowata wieża. Wtedy już byłem pewien, że to nie było przywidzenie". Linke ciągnął: "Przed ucieczką z radzieckiej strefy Berlina nigdy nie słyszałem określenia "latający spodek". Kiedy zobaczyłem ten obiekt, od razu pomyślałem, że to-jakaś sowiecka maszyna wojskowa. Muszę przyznać, że ogarnął mnie strach, bo sowieci nie chcą, aby ktokolwiek dowiedział się o tym, co robią...".

Autor: Timothy Good

Artykuł pochodzi ze strony www.ufo.pl

"UFO w Niemczech" na Paranormalium

UFO w okolicach Woroneża w Rosji

UFO w pobliżu stacji radiolokacyjnej w okolicach Woroneża w Rosji

Woroneż              W stacji radiolokacyjnej „Tałowaja” pod Woroneżem należącej do moskiewskiego centrum kierowania ruchem powietrznym pracują ludzie, od których zależy bezpieczeństwo lotów samolotów cywilnych. Urządzenia radiolokacyjne „Tałowoj” kontrolują 720 tysięcy kilometrow kwadratowych nieba.
              Od pewnego czasu, wśród okolicznych mieszkańców zaczęły roznosić się wieści o obserwacjach nieznanych obiektów latających, które pojawiają się w pobliżu urządzeń.

Nieznane obiekty latające nad Tałowoj – co się udało zarejestrować

- Na początku oczywiście nikt nie wierzył w te opowieści – opowiada pracujący od 28 lat na stacji inżynier Aleksandr Zakurdajew. – Kilka lat temu przygotowywaliśmy teren do postawienia nowego elementu naszej stacji. Robiłem zdjęcia dokumentujące postęp prac i przesyłałem je do biura w Moskwie, które nadzoruje naszą działalność. To stało się 11 września 2001 r. Około godziny 15. robiłem zdjęcia aparatem cyfrowym . Fotografowałem hangar, część terenu, przy okazji „utrwalając” fragment nieba. W domu przegrałem zdjęcia do komputera. Obecny przy tym mój syn Andrzej od razu coś zauważył – „Popatrz tato, coś ty tam sfotografował!” – spojrzałem na fotografię – na niebie widać było coś zupełnie nieoczekiwanego, wyglądało jak UFO.

Od tamtej pory pracownicy stacji radiolokacyjnej z uwagą patrzyli w niebo. Dwa lata później ponownie udało się sfotografować coś zagadkowego…

              12 maja 2003 r. Aleksander Zakurdajew znów dokumentował postęp prac. W ciągu 12 sekund wykonał serię 4 zdjęć, na których niespodziewanie pojawiły się obiekty. Na kolejnych zdjęciach już tego nie zarejestrowano..

- Wszystkie zdjęcia zostały wykonane w kierunku północno-wschodnim od naszej stacji – mówi Zakurdajew – nie jestem w stanie ocenić gabarytów ani prędkości przemieszczania się tych obiektów. Nie mam ich z czym porównać. Jest jeszcze jedna interesująca sprawa – niedawno zrobiono o nas reportaż dla telewizji. Jak realizatorzy obejrzeli dokładnie nagrany materiał, zauważyli biały przypominający kwadrat obiekt, który niezwykle szybko przemieszczał się pomiędzy urządzeniami.

Spotkań z dziwnymi obiektami było w tej okolicy sporo. W październiku 2004 r. przygoda spotkała innego pracownika stacji – Jurija Niżniewiasowa. Jadąc do pracy samochodem był świadkiem przelotu na małej wysokości świecącej kuli.

- Oczywiście, że nigdy nie wierzyłem w UFO – mówi inż.Niżniewiasow – ale teraz sam zetknąłem się z tą zagadką.

Komentarz ufologa
- To typowy latający talerz – powiedział ufolog z Woroneża, Henryk Siłanow - Tam, gdzie jego obraz był zamazany, obiekt był w ruchu, tam, gdzie mamy do czynienia z wyraźnym – talerz wisiał bez ruchu nad stacją radiolokacyjną. Mogę ocenić jego wielkość na 5-7 metrów średnicy. Prawdopodobnie obiekt znajdował się w odległości około pół kilometra od stacji. To typowe miejsce do spotkania UFO. Te obiekty bardzo często pojawiają się w okolicach elektrowni, linii energetycznych, oczywiście interesują się także ziemskimi urządzeniami strategicznymi.

Leonid Szifrin

Tekst polski: Fundacja NAUTILUS
Źródło:
Foto: Andrzej Archipow
http://www.moe.kpv.ru/view/text.shtml?16022

"UFO w pobliżu stacji radiolokacyjnej w okolicach Woroneża w Rosji" na Paranormalium

UFO z czasów II wojny światowej

UFO ze swastyką

              Niektórzy twierdzą, że to brednie. Inni - w tym uznani autorzy, dziennikarze - utrzymują, że w czasie II wojny światowej niemieckim naukowcom udało się skonstruować latające talerze, których zamierzali użyć na polu walki. Podobno latające spodki ze swastykami wzbijały się w powietrze jeszcze przed końcem wojny, a po jej zakończeniu niezwykłe statki przejęli alianci. Czy można w to wierzyć?

UFO
              Ponad wszelką wątpliwość pierwszy latający spodek pojawił się w Niemczech w 1938 roku i był dziełem... modelarza. Artur Sack z Lipska zaprezentował go podczas zorganizowanych tam Pierwszych Państwowych Zawodów Modeli Latających z Silnikiem Spalinowym. Model był inspirowany konstrukcją pierwszych pionowzlotów, tzw. autożyro (połączenie samolotu i śmigłowca), miał dyskokształtne skrzydło i przypominał wentylator. Na zawodach wzbudził sensację i ciekawość nie tylko gapiów, ale też obserwatorów z Luftwaffe i inżynierów lotniczych. Wkrótce zaczęło pojawiać się więcej latających talerzy, które zainteresowały wojskowych. Niestety mimo początkowego entuzjazmu osobliwe aparaty latające z silnikami spalinowymi nie spełniły pokładanych w nich nadziei i nie wyszły nawet poza fazę prób. O latających talerzach na parę lat zapanowała głucha cisza.

Skradające się srebrzyste kule
              Bomba wybuchła 14 grudnia 1944 r. za oceanem, za sprawą dziennika ''New York Times'', który w jednym z artykułów informował, że pilot Amerykańskich Sił Powietrznych doniósł, iż podczas lotu zwiadowczego zauważył srebrne, okrągłe obiekty na niemieckim niebie. Kule znajdowały się w gromadzie lub poruszały się same. Bywały momenty, kiedy stawały się półprzezroczyste. Bliskie spotkanie, przywidzenie czy zwykła fantazja? Tę ostatnią możliwość można by przyjąć, gdyby nie fakt, że podobne zdarzenie zgłosił kilka dni później inny pilot (z 415. Nocnej Eskadry USAF), który w misji zwiadowczej przelatywał nad niemieckim miastem Hagenau.

              Był 22 grudnia, szósta rano. Maszyna znajdowała się na stosunkowo niewielkiej wysokości, ok. 1000 stóp. Za ogonem samolotu pilot i operator radaru zauważyli dwa tajemnicze obiekty świecące pomarańczowym światłem i zbliżające się co chwilę do maszyny. Przez dwie minuty obiekty ''skradały się'' za samolotem, zmuszając pilota do serii gwałtownych uników. Potem zniknęły równie niespodziewanie, jak się pojawiły.

              Wojskowi analitycy podeszli do obu relacji jak najbardziej poważnie, jednak do dziś nie udało się znaleźć sensownego wytłumaczenia spotkań. Udało się jedynie ustalić, że nie były to ani przypadki dostrzeżenia tzw. piorunów kulistych, jakie zdarzają się niekiedy pilotom, ani żadne z urządzeń latających znanych aliantom. Tajemnicze obiekty nazwano ''Foo Fighters'' i przez następne lata, mieszając fikcję z rzeczywistością, lansowano tezę, że ich pochodzenie jest... pozaziemskie. Dzisiaj większość zajmujących się nimi badaczy twierdzi, że w rzeczywistości były to wytwory niemieckiej tajnej technologii opartej na napędzie antygrawitacyjnym.

UFO

Zbuduję wam latający talerz
              Temat niemieckiego UFO powrócił w 1950 roku za sprawą Rudolpha Schrievera, który opublikował w tygodniku "Der Spiegel" sensacyjny artykuł o doświadczalnych latających spodkach, konstruowanych w tajnych pracowniach niemieckich naukowców podczas wojny. Przedstawiona w nim relacja o osobliwych doświadczeniach miała pochodzić z pierwszej ręki. Schriever stwierdził m.in., że inżynierowie z całego świata od początku lat 40. prowadzili badania nad latającymi spodkami. Prace miały być prowadzone w tajnym ośrodku pod Pragą. 40-letni naukowiec zadeklarował na łamach tygodnika, że jest gotowy zbudować taką maszynę dla Stanów Zjednoczonych, bowiem udało mu się potajemnie sporządzić kopię jej dokumentacji jeszcze przed upadkiem Niemiec. Schriever utrzymywał, że jego latający spodek może rozpędzić się do prędkości około 2600 mil na godzinę.
              Niektóre dokumenty Schrievera trafiły do mediów, budząc powszechną sensację i zrozumiałe zainteresowanie. Były wśród nich rysunki dużych latających spodków i niekompletne niestety opisy techniczne. Jednemu z badaczy Billowi Rose'owi udało się ustalić, że naukowiec rzeczywiście pracował w tajnym ośrodku pod Pragą z innymi inżynierami, m.in. Włochem Giuseppe Belluzzo i Niemcami Klausem Habermohlem i dr. Walterem Miethe, który był dyrektorem programu pojazdów grawitacyjnych w dwóch podpraskich ośrodkach badawczych. Wśród osób związanych z badaniami pojawia się też nazwisko Viktora Schaubergera, który oprócz prac nad latającym dyskiem miał prowadzić tajemnicze badania nad lewitacją obiektów materialnych.

UFO

Fabryka żywej wody
              Jedna z najbardziej osobliwych głoszonych przez niego teorii mówiła, że obecną produkcję energii można zastąpić odwrotnym procesem. Krytykował np. hydroelektrownie, twierdząc, że gdy woda pod ciśnieniem przelatuje przez turbiny, rezultatem jest martwa woda, tymczasem można przeprowadzić proces jej ożywienia - naładowania energią. Schauberger opatentował nawet służące do tego urządzenie i nazwał je maszyną żywej wody. Fantastyczne teorie Schaubergera już w 1934 r. zainteresowały samego Hitlera, który miał zaprosić uczonego na spotkanie w Berlinie i zlecić mu budowę pojazdu poruszającego się na zasadzie lewitacji, bez używania efektu spalania stosowanego powszechnie w tradycyjnych silnikach lotniczych. Schauberger utrzymywał, że już wtedy odkrył możliwość lewitacji małych obiektów w odpowiednich warunkach. Podobne wyniki 70 lat później osiągnęli amerykańscy naukowcy. W laboratorium udało im się za pomocą impulsu laserowego wystrzelić niewielki dysk na wysokość kilkunastu metrów, a doświadczenia okazały się na tyle obiecujące, że grupa uczonych otzrymała państwowe dotacje na swoje eksperymenty.
              Jakkolwiek fantastycznie by to nie brzmiało, poważni autorzy zajmujący się tajną historią II wojny światowej, tacy jak Carl Munich, twierdzą, że Schauberger był wynalazcą i konstruktorem nowego rodzaju napędu opartego na implozji, która używając jedynie powietrza i wody generuje światło, ciepło i energię ruchu. Wykorzystując tę technologię, uczony miał wraz ze swoimi współpracownikami stworzyć pokaźnych rozmiarów dysk zdolny do rozwinięcia prędkości 2000 km/h. Według Municha w 1945 roku naukowcy przekroczyli barierę prędkości około 2,5 tysiąca km/h, a ich latający dysk miał wznieść się 12 tysięcy metrów nad ziemię. Podobno srebrzysty obiekt świecił przy tym niebieskozielonym światłem. 19 lutego 1945 wielu mieszkańców Pragi rzeczywiście zaobserwowało na niebie tajemniczy obiekt o średnicy około 50 metrów, poruszający się w niespotykany dotąd sposób. Czy był to latający spodek ''made in Germany'', czy po prostu piorun kulisty? Do dzisiaj nie wiadomo.

Ziarno prawdy w korcu mitów
              Rewelacje o latających spodkach zdaje się potwierdzać związany ze sprawą były agent CIA Virgil Armstrong, który w swoich opublikowanych po II wojnie światowej wspomnieniach wyznał, że we wczesnych latach wojny alianci nie wierzyli w tę zaawansowaną broń, dopóki informacji nie dostarczył amerykański wywiad, który po natknięciu się na szczegóły tych projektów zaczął intensywne prace w tym kierunku. Projekty zostały uznane za realne, a kilka lat później bronią grawitacyjną dysponowały już nie tylko Niemcy. Czy można mu wierzyć? Przez lata powstały setki publikacji i filmów na temat ''niemieckiego UFO'' i tajnych eksperymentów z napędem grawitacyjnym. Ich autorzy są święcie przekonani, że tajemnicze obiekty istniały.
              Skoro tak, to co się z nimi stało? Według entuzjastów teorii istnienia ziemskich latających spodków w tajemnicy przejęli je alianci i dalej prowadzili doświadczenia. Rzeczywiście, tak stało się z inną ''cudowną bronią'' - rakietami V2, których kilkadziesiąt sztuk Amerykanie potajemnie załadowali na statek i wywieźli za ocean wraz z częścią ekipy inżynierów z Peenemunde. Przez wiele lat utrzymywali ten fakt w tajemnicy. W końcu jednak pokazali światu egzemplarze różnych rodzajów Wunderwaffe (m.in. rakiet i samolotów odrzutowych), a V2 można dzisiaj oglądać w londyńskim War Museum i wielu innych muzeach na świecie. Kilka lat po wojnie alianci ujawnili i inne swoje odkrycia, których dokonali w tajnych niemieckich laboratoriach i opuszczonych fabrykach. Były wśród nich takie osobliwości jak latające skrzydła czy działa dźwiękowe (!). Dlaczego zatem Amerykanie mieliby trzymać w tajemnicy do dzisiaj, ponad 60 lat po wojnie, fakt istnienia broni grawitacyjnej?

UFO

              Kolejny słaby, a nawet wywołujący uśmiech punkt teorii o nazistowskich latających talerzach to ich rzekome osiągi. Miały rozpędzać się od zera do kilku tysięcy kilometrów w ułamku sekundy. Rzeczywiście możliwe jest uzyskanie takiego przyspieszenia, jednak w żadnym wypadku nie wytrzyma go człowiek, a niektóre prototypy miały być przecież pilotowane.
              Następna wątpliwość: jeżeli technologia grawitacyjna była tak obiecująca, jak chcą autorzy licznych publikacji, to dlaczego przez ponad pół wieku nie rozwinięto jej i nie wprowadzono do masowego użytku, chociażby w wojsku. Przykład skonstruowanego dużo później lasera (za datę jego narodzin uważa się 1960 rok) mówi, że tak powinno się stać. Dzisiaj laser jest używany nie tylko na polu walki, ale także powszechnie w przemyśle i w medycynie.
               Jest jeszcze jedna luka w historii o latających spodkach ze swastyką. Jeżeli prawdą było funkcjonowanie dwóch ośrodków badawczych i skonstruowanie kilku prototypów, to podobnie jak np. w Peenemunde musiały w nich pracować setki, jeśli nie tysiące naukowców i techników. Dlaczego zatem tylko garstka osób wspomina po latach o ich istnieniu? Dlaczego wreszcie na podstawie dokumentacji Rudolfa Schrievera, przy dzisiejszych ogromnych możliwościach technicznych, nie udało się stworzyć choćby kopii ''ognistych kul'' czy latających talerzy?
              Wątpliwości wokół istnienia grawitacyjnej Wunderwaffe można mnożyć i nie podważają ich nawet publikowane dziesiątkami zdjęcia tajemniczych obiektów. Dzisiaj nawet laik może za pomocą zwykłego komputera sfabrykować ''autentyczne'' zdjęcie UFO. Dlaczego więc legenda wciąż żyje? Może dlatego, że ludzie zawsze lubili historie owiane mgłą tajemnicy, a może dlatego, że w każdej, najbardziej wątpliwej i niesamowitej historii jest ziarno prawdy...

Tomasz Zając, o2.pl, 2 grudnia 2006

"UFO ze swastyką" na Paranormalium

UFO: Incydent z Kecksburga

UFO: Incydent z Kecksburga

Kecksburg UFO Incident
Rekonstrukcja wyglądu obiektu z Kecksburga

              Jednym z mniej znanych incydentów z UFO w roli głównej jest zdarzenie, które miało miejsce w Kecksburgu w amerykańskim stanie Pensylvania 9 grudnia 1965 roku. Tego dnia wieczorem zaobserwowano wielką ognistą kulę przelatującą po niebie nad sześcioma stanami w USA oraz nad Ontario w Kanadzie. Obiekt pozostawił za sobą długą smugę, a niedługo później mieszkańcy stanu Pennsylvania usłyszeli głośny huk. Kilka dni później media donosiły o upadku meteoru.
              Mieszkańcy małej miejscowości Kecksburg utrzymywali jednak, że w pobliskim lesie doszło do upadku jakiegoś nieznanego obiektu. Donoszono o obserwacji lądującego obiektu oraz ciągnącej się za nim smudze dymu. Mieszkańcy Kecksburga natychmiast zaalarmowali władze. Na miejsce ściągnięto straż pożarną. Strażacy donosili później, że znaleźli w lesie obiekt w kształcie żołędzia, wielkości dużego Volkswagena. Według relacji strażaków, obiekt posiadał wygrawerowane napisy w nieznanym języku, przypominające egipskie hieroglify. Na miejscu prawie natychmiast zjawiło się wojsko, które ogrodziło i zabezpieczyło teren dookoła znaleziska. Mimo, iż widziana była ciężarówka wywożąca z lasu jakiś duży ładunek, wojskowi uparcie twierdzili, że "nie znaleziono absolutnie nic".

Kecksburg UFO Incident

              Przedstawiciele Armii oświadczyli później, iż obiekt w rzeczywistości był dużych rozmiarów meteorem, nie uciszyło to jednak spekulacji co do pochodzenia obiektu. Pojawiło się kilka teorii próbujących wyjaśnić jego pochodzenie. Według jednej z nich, były to szczątki radzieckiego bezzałogowej sondy kosmicznej Wenera 4. Inna teoria głosiła, że obiekt był pochodzenia pozaziemskiego.
Kecksburg UFO Incident
Rekonstrukcja wyglądu obiektu z Kecksburga

              Sprawa incydentu z Kecksburga do dziś budzi zainteresowanie. W 2003 roku kanał telewizyjny Sci Fi Channel zasponsorował naukowe badanie obszaru lasu pod Kecksburgiem oraz notatek dokonanych przez członków Stowarzyszenia na rzecz Wolności Informacji (Coalition for Freedom of Information). Najbardziej znaczące było odkrycie uszkodzenia drzewa, datowanego na 1965 rok, w miejscu w którym miał wylądować obiekt. Odkrycie dostarczyło fizycznego dowodu potwierdzającego fakt, iż faktycznie w tym miejscu wylądował jakiś obiekt (jednakże niektórzy naukowcy sugerowali, że uszkodzenie drzewa mogło powstać w wyniku oblodzenia). Prócz uszkodzonego drzewa nie znaleziono jednak nic więcej. Naukowcy badający ten obszar wykluczyli upadek meteoru - po meteorycie niewątpliwie pozostałby duży krater, nie mówiąc o uszkodzeniach roślinności.
Kecksburg UFO Incident
Rekonstrukcja wyglądu obiektu z Kecksburga

              W 2003 roku Amerykańska Agencja Kosmiczna opublikowała około 40 stron dokumentów na temat incydentu z Kecksburga, nie wniosły one jednak nic nowego do sprawy. Istnieją jednak zapiski w Błękitnej Księdze Sił Powietrznych, mówiące, że trzy zespoły zostały wysłane w celu zbadania tajemniczego upadku pod Kecksburgiem. Jednak także z Błękitnej Księgi dowiadujemy się, że "nie znaleziono nic".
              W grudniu 2005 roku NASA wypuściła oświadczenie, w którym tym razem stwierdzono, że obiekt z Kecksburga był "rosyjskim satelitą". Rzecznik NASA, Dave Steitz, stwierdził w oświadczeniu, że zapiski poczynione w trakcie badania obiektu zaginęły. Oświadczenie NASA przeczy oficjalnym tłumaczeniom Sił Powietrznych, jakoby obiekt z Kecksburga był meteorem.
              Wciąż jednak istnieją wątpliwości co do faktycznego pochodzenia obiektu. Główny naukowiec NASA, Nicholas Johnson, stwierdził w wywiadzie w 2003 roku, że według mechaników badających obiekt w 1965 roku żadna z jego części nie została wykonana przez człowieka. Johnson stwierdził także, że w tym dniu nie zaobserwowano żadnego satelity wchodzącego w ziemską atmosferę.
              Doszło nawet do procesu sądowego mającego wymusić na NASA odtajnienie dokumentów dotyczących incydentu z Kecksburga. Podczas procesu Steve McConnell, oficer łącznikowy NASA, powiedział, że przynajmniej dwa pudła dokumentów dotyczących tego incydentu zaginęły bez śladu, zaś Steve Gordon, główny badacz tego zdarzenia, który badał to zdarzenie przez wiele lat, stwierdził: "Nie mam wątpliwości, że rząd wie o wiele więcej, niż ujawnił społeczeństwu".

Opracował: Ivellios

"UFO: Incydent z Kecksburga" na Paranormalium

Ufonauci - historia księdza Wiliama Gili

Ufonauci - historia księdza Wiliama Gili

UFO              Kim były istoty, które z pokładu wiszącego nad ziemią pojazdu machały rękami w odpowiedzi na pozdrowienia ludzi? Skąd przybyły i czego tu chciały?
              Boainai jest wioską położoną nad brzegiem rzeki Mase w Nowej Gwinei. Na terenie wsi znajduje się Misja Wszystkich Świętych kierowana przez duchownego anglikańskiego, wielebnego ojca Williama Gilla. Pracował tu od trzydziestu lat, a jego podstawowym zajęciem była działalność oświatowa. W wywiadzie udzielonym dziennikarzom australijskim ojciec Gili stwierdził, że zanim zdarzyły się te wypadki, sądził, iż UFO "są wytworem wyobraźni albo jakimiś zjawiskami o charakterze elektrycznym".


              Aż nadszedł czerwcowy wieczór 1959 r. i razem z trzydziestoma siedmioma osobami, uczniami misji i nauczycielami, ojciec Gili był świadkiem czegoś, co całkowicie zmieniło jego poglądy na sprawę UFO.
              Było to około 18.30. Niebo było czyste, ale zbierały się już deszczowe chmury. Ojciec Gili wyszedł właśnie na dwór z jadalni i spojrzał w niebo, żeby zobaczyć czy wzeszła już planeta Wenus. Wenus była na niebie, ale było tam też cos znacznie dziwniejszego: bardzo jasny, iskrzący się statek latający. Ksiądz Gili mówi:
...miałem właśnie skręcić za róg domu, kiedy cos na niebie przykuło mój wzrok i spojrzałem w górę w kierunku zachodnim. Zobaczyłem pod kątem około 45° to olbrzymie światło. Sądziłem, że niektórzy ludzie mogą sobie cos takiego wyobrażać, ale nigdy nie ja. A to się właśnie stało. Zawołałem Erica Kodawarę i powiedziałem: "Co widzisz tam w górze?!" Powiedział: "Zdaje się, że to jest swiatło". A na to ja: "Idź i powiedz nauczycielowi Stevenowi Moi. Każ mu przyjść szybko". Eric zebrałtylu ludzi, ilu tylko mógł i wszyscy staliśmy i wpatrywaliśmy się w to. Później podeszliśmy bliżej, na boisko, a zjawisko trwało dalej. Mam je opisane. Zdecydowałem się wówczas bardzo szybko na wzięcie notatnika i ołówka; napisałem, że jeżeli coś ma się zdarzyć, zdarzy się teraz i z pewnością jutro obudzę się i będę myślał, że to był sen, że nie widziałem tego naprawdę. Jeżeli zapiszę, to będę przynajmniej wiedział, że nie śniłem.

              Obiekt wyglądem przypominał wielki dysk o średnicy około 13 m u podstawy i 7 m na szczycie. Miał okrągłą nadbudówkę, a na niej jeszcze jedną okrągłą, znacznie mniejszą, która wydawała się pełnić rolę mostka kapitańskiego. Od spodu były cztery "nogi" skierowane parami ukośnie w dół. Wydawały się być przymocowane na trwałe i przypominały nogi statywu.
              Obiekt zniżył się i zawisł nad ziemią jakieś 100-150 m. Kiedy cała misja stała, patrząc z rozdziawionymi ustami na to cudo widniejące nad ich głowami, z wnętrza Latającego Spodka wyszli... ludzie. Pojawili się na szczycie dysku, stojąc na mostku kapitańskim. Ich liczba zmieniała się: było ich czterech, później dwóch, potem jeden, potem trzech, następnie znowu czterech... Ze środka pokładu wychodził promień niebieskiego światła.
              Ludzie na pokładzie byli pochyleni do przodu, czasem prostowali się, czasem spoglądali w dół w kierunku patrzących, ale interesowało ich tylko to, co działo się na pokładzie. Przyglądający się im z dołu mieli wrażenie, że istoty z Latającego Spodka coś naprawiają. Niebieskie światło, jak promień skierowanego w niebo reflektora, zapalało się i gasło...
              Zaczęto dawać sygnały latarką. Najwyraźniej w odpowiedzi obiekt zaczął poruszać się ruchem wahadła. Kiedy skierowano nań światło latarki, obiekt najpierw uniósł się, a potem zaczął opadać i znalazł się bardzo nisko nad ziemią. Wszyscy myśleli, że za chwilę wyląduje, ale nie zrobił tego i wszyscy byli bardzo rozczarowani...
UFOOjciec Gili stwierdza: Kiedy jeden z ludzi znajdujących się na pokładzie przechylił się przez cos, co wydawało się poręczą i zdawał się patrzeć na nas -uniosłem rękę nad głowę i pomachałem. Figurka zrobiła to samo! Jak kapitan statku, który macha do kogoś na przystani. Samej poręczy nie widziałem, ale figurka stała w takiej pozycji, która sugeruje istnienie poręczy. Widzieliśmy z dołu, że człowiek ten był wychylony. W pewnej chwili Anamias, nauczyciel, zamachał nad głową obiema rękami i dwie postaci na górze również zamachały oburącz nad swoimi głowami. Potem Anamias i ja zamachaliśmy ponownie i wszystkie postaci odmachały nam. Nie ma żadnych wątpliwości, że odpowiadały w ten sposób na nasze sygnały dawane rękami.

Uczniowie misji byli zaskoczeni, ale i zachwyceni. Mali chłopcy wykrzykiwali i gestami zapraszali istoty do zejścia na dół, ale one nie zeszły.
              Długotrwała obserwacja Latającego Spodka i pracujących na jego pokładzie istot poprzedzona była licznymi, wcześniejszymi doniesieniami o dziwnych latających światłach na niebie. Pod wpływem tych relacji ojciec Gili napisał list do przyjaciela kierującego sąsiednią misją, list, w którym jeszcze powątpiewał:

Drogi Dawidzie,
Spójrz na te niezwykłe dane. Jestem prawie przekonany do teorii "odwiedzin". Nie mam żadnych wątpliwości co do istnienia tych rzeczy..., ale mój prosty umysł ciągle domaga się naukowego dowodu, zanim będę mógł uwierzyć, że prawdopodobnie UFO są czymś więcej, niż jakąś formą zjawisk elektrycznych lub czymś związanym z wybuchami bomb atomowych... Zbyt trudno jest mi to wszystko zrozumieć; wolę poczekać, aż jakiś bystry chłopak złapie coś takiego, żeby można było to pokazywać w Martin Square...
Twój wątpiący William


Po obserwacji istot, z którymi wymieniane były pozdrowienia, drugi list był już inny.

Drogi Dawidzie,
Życie jest dziwne, nieprawdaż? Wczoraj napisałem do Ciebie list, wyrażając opinie o UFO. Teraz, po niespełna 24 godzinach, zmieniłem w pewnym sensie swoje poglądy. Ostatniej nocy obserwowaliśmy przez około 4 godziny działalność UFO i nie ma wątpliwości, że był on kierowany przez jakiegoś rodzaju istoty. Chwilami było to absolutnie zapierające dech. Oto sprawozdanie. Proszę, prześlij je dalej, ale pamiętaj o zachowaniu wielkiej ostrożności, gdyż nie mam kopii...
Cześć
Przekonany Bill


Nic tak dobrze nie wpływa na zmianę przekonań, jak zobaczenie czegoś na własne oczy.


Thomas de Jean
Fragment książki Księga tajemnic i rzeczy niezwykłych, PANDORA, Łódź 1991

"Ufonauci - historia księdza Wiliama Gili" na Paranormalium

Upadek UFO w Somalii

Upadek niezidentyfikowanego obiektu latającego w Somalii (21 marca 2007)

UFO              W pobliżu miejscowości Buulo Burde w Somalii zauważono tajemniczy obiekt przypominający wyglądem UFO lub satelitę. Tubylcy opisują, że obiekt spadł 21 marca w rejonie odległym o około 40 kilometrów od Buulo Burde (około 220 km od stolicy Somalii, Mogadishu). Według informacji przekazanych przez tamtejsze Radio Shabelle, obiekt zajmuje obszar o powierzchni stu metrów kwadratowych.

"Wieczorem w ostatnią środę nad naszymi głowami przeleciało duże urządzenie i chwilę później usłyszeliśmy głośny huk", powiedział Ilyas Ali, wieśniak mieszkający w pobliżu miejsca upadku obiektu.

Ilyas mówił o urządzeniu, że za dnia lśni, nocą zaś oddaje światło i wydaje dziwne odgłosy przypominające nieznany tubylcom język. Spadające urządzenie zabiło pasącego się nieopodal wielbłąda.

Mohammed Amiin, Radio Shabelle, 26 marca 2006
Tłumaczenie i opracowanie: Ivellios

"Upadek niezidentyfikowanego obiektu latającego w Somalii (21 marca 2007)" na Paranormalium

wtorek, 6 grudnia 2011

Zagadka piktogramów

Zagadka piktogramów rozwiązana?


              Nareszcie poznaliśmy największą, nieodgadnioną do tej pory tajemnicę wszechświata. Wyjaśniło się pochodzenie piktogramów, czyli ogromnych znaków w zbożu pozostawionych latem na polu w podbydgoskiej Strzyżawie. Wreszcie są dowody, że to kosmici, odciskając piktogramy, pokazali nam, jak naprawdę zbudowany jest atom. A to jest przecież najmniejsza i najważniejsza cząstka, na której zbudowany jest wszechświat!
Ale to nie koniec sensacji!


prof. Michał Gryziński

              Atom według modelu odciśniętego przez UFO w zbożu wygląda tak, jak wymyślił nasz nieżyjący polski uczony prof. Michał Gryziński. -W latach 70. Amerykanie wysłali w kosmos model atomu według norweskiego geniusza Nielsa Bohra. Teraz kosmici pod Strzyżawą odesłali poprawiony wzór. On wygląda jak model naszego wielkiego rodaka - przekonuje inżynier Stanisław Pałka (57 l.) z Warszawy, badacz energii plazmowej.
Prof. Gryziński w latach 60. opracował własną teorię budowy atomu. Nie taką, jak obowiązujący model Bohra, w którym elektrony krążą wokół jądra. Według prof. Gryzińskiego elektrony zachowują się bardziej jak zabawka jo-jo. Przybliżają się i oddalają od jądra.


Ufolog Robert Bernatowicz

              Cóż wynika z tych naukowych ustaleń? Cała dotychczasowa wiedza ludzkości o budowie wszechświata jest zwykłą pomyłką! Nawet słynne równanie Einsteina E=mcz nie jest prawdziwe! Fizykę trzeba napisać na nowo, w oparciu o model atomu Gryzińskiego.
Tymi wyjątkowo odkrywczymi informacjami inżynier Pałka podzielił się najpierw z ufologami, czyli badaczami cywilizacji pozaziemskich. Ufolog Robert Bernatowicz (37 l.), szef Fundacji Nautiius, nigdy nie wątpił w autentyczność piktogramu ze Strzyżawy. Jego wiarę dowodami wzmocnił inżynier Pałka.
- Pokazał mi okładkę książki profesora. Był tam model atomu. Patrzyłem jak zahipnotyzowany, bo znałem ten kształt! To był piktogram ze Strzyżawy! - opowiada zaskoczony ufolog. Jest pewien, że kosmici znakami w zbożu dali sygnał, że prof. Gryziński genialnie trafił w sedno. I że to właśnie od atomu Gryzińskiego, a nie Bohra, powinniśmy zaczynać nasze wędrówki w poznaniu wszechświata.

Przedruk z: FAKT
Many thanks for Martha

"Zagadka piktogramów rozwiązana?" na Paranormalium

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Katastrofa UFO w stanie Nebraska

Upadek UFO w stanie Nebraska w USA w roku 1884
...              Bardzo niewielu ludzi słyszało o miejscowości Max w amerykańskim stanie Nebraska. Pobieżne spojrzenie na stan Nebraska w programie Google Earth pokazuje, jak mała jest to miejscowość - to taka mała kropeczka w południowo-zachodniej części Nebraski. Miasteczko znajduje się 12 kilometrów od hrabstwa Dundy, a jego populacja wynosi 914 osób.
              Miało tu jednak miejsce w 1884 roku pewne interesujące wydarzenie. Gazeta "Nebraska Nugget" pisała wówczas: "Około 35 mil (57 km) na północny zachód od Benkelman w hrabstwie Dundy w dniu 6 czerwca [1884 roku] miało miejsce bardzo przerażające zjawisko. Prawdopodobnie John W. Ellis, trzech pasterzy i kilku kowbojów przyglądało się temu zjawisku. Zostali oni zaskoczeni przez przerażający warczący hałas, który usłyszeli nad swoimi głowami, a ich oczom ukazało się płonące ciało spadające lotem strzały na Ziemię. Obiekt upadł za pobliską skarpą, poza zasięgiem ich wzroku".
              Jeden z pasterzy, Alf Wiliamson, zapalił się w chwilę po tym, jak zbliżył się do pojazdu, który wskutek upadku spowodował powstanie w ziemi ogromnego pęknięcia. Pasterza zabrano do domu Ellisa, gdzie próbowano ugasić ogień. Na miejscu pojawił się inspektor W. E. Rawlins celem zbadania sprawy.
              Tak o całej sprawie pisała w 1887 roku gazeta "Nebraska State Journal": "Jeden kawałek, który wyglądał jak brzeszczot i był zrobiony z metalu przypominającego mosiądz, miał około 16 cali (40 cm) szerokości, 3 cale (7,5 cm) grubości i 3,5 stopy (105 cm) długości, został on wykopany przy pomocy łopaty. Ważył nie więcej niże 5 funtów (2,26 kg), był jednak tak mocny i gęsty, jak żaden znany obecnie metal. Wykopano również fragment koła z poobijaną obręczą, o średnicy siedmiu lub ośmiu stóp (2,43 m). Wydawał się on być zrobiony z tego samego materiału i był tak samo nadzwyczajnie lekki".
              Brak fizycznego dowodu oznacza, że takowy nie przetrwał do naszych czasów, zaś John Buder, badacz z Mutual UFO Research of Nebraska, twierdzi, że mieszkańcy hrabstwa Dunty boją się mówić o wydarzeniu z czerwca 1884. Większość śledztwa Budera stanowiły badania. Najpierw natknął się on na opis historii w przewodniku turystycznym po Nebrasce, później znalazł więcej informacji w wydawnictwach książkowych.

"Prowadzono wiele badań nad upadkami UFO", mówi Buder. "Ludzie, których pytałem o wydarzenie z 1884, raczej nie byli skłonni nazywać go żartem".

              Według Budera, był to drugi z upadków UFO upamiętniony w artykułach w gazetach z tamtych czasów. Gdy jednak historia ujrzała światło dzienne, wywołało to ogólnoświatową falę podobnych historii - jednych bardziej wiarygodnych, innych mniej.
              Jeden z takich upadków miał miejsce w 1897 roku w pobliżu Aurory w stanie Texas w USA, gdzie przypuszczalnie na miejscowym cmentarzu pochowane są cztery ciała istot pozaziemskich. Eyder Peralta, reporter z gazety Houston Chronicle, zbadał tą sprawę i do nieczego nie doszedł.
              Jednak to wypadek w Nebrasce był tym pierwszym, o którym kiedykolwiek doniesiono. Wkrótce po wydarzeniu w Max historia przybrała postać pewnego rodzaju mitologii.

"W ten sposób wszystkie fałszywe upadki UFO zdaję się mieć swój początek, swoje korzenie, w Max w Nebrasce", mówi Buder.

Ta historia stanowi zaledwie cząstkę bardzo słabo poznanej historii stanu Nebraska. "Jestem skłonny stwierdzić, że w Nebrasce żyje tylko kilkadziesiąt osób, które coś o tej sprawie wiedzą", mówi Buder.
W jaki jednak sposób pojazd zniknął, gdy tylko doszło do upadku? Co z kołem zębatym, które odpadło z pojazdu, gdy ten zbliżył się do ziemi? Czy ono również zniknęło?
              Legenda z Nebraski jest traktowana bardziej poważnie, niż większość podobnych historii. Alan Boye napisał w swojej ostatniej książce "The Complete Roadside Guide to Nebraska", że "oczywiście jest wielu ludzi, którzy nie wierzą w tą historię, i inni, którzy twierdzą, że jest to jeszcze jedna historia nierozpatrzona i z góry wyśmiewana przez sceptyków".
Jeśli chodzi o inne, podobne historie, John Buder sądzi, że pewne interesujące obiekty mogą być ukryte w dolinie rzeki Republican River w stanie Nebraska.

Na podstawie: Daily Nebraskan
Tłumaczenie i opracowanie: Ivellios

"Upadek UFO w stanie Nebraska w USA w roku 1884" na Paranormalium

Wywiad ze Stantonem Friedmanem

Wywiad ze Stantonem Friedmanem

              Stanton Friedman, fizyk jądrowy, pisarz i badacz zjawiska UFO, opowiada nam o swych poglądach na temat tego fenomenu, historii obserwacji UFO, najważniejszych wydarzeniach oraz wyzwaniach, jakie jego zdaniem stoją przed badaczami tego zjawiska.
Co może powiedzieć Pan o zjawisku UFO w 60. rocznicę obserwacji Kennetha Arnolda? Czy można wydać jakiekolwiek generalne wnioski w sprawie zjawiska? Jeśli ktoś postawi nam pytanie: "Czym jest UFO?", to czy możemy udzielić mu krótkiej, aczkolwiek pełnej odpowiedzi?
              Nie interesuję się niezidentyfikowanymi obiektami latającymi. Interesują mnie "latające spodki". Mój typowy wykład nosi tytuł: "Latające spodki są prawdziwe". Wszystkie spodki to niezidentyfikowane obiekty latające. Jedynie niewielki odsetek, być może 15 - 20% niezidentyfikowanych obiektów stanowią właśnie latające spodki. Po 49 latach badań i studiowania zjawiska jestem przekonany, że istnieją niezbite dowody, że NIEKTÓRE UFO to pojazdy kosmiczne. Większość jednak nie. Moje zainteresowanie skupia się wokół doniesień kompetentnych obserwatorów na temat dziwnych dla nich zjawisk na niebie i ziemi, które pozostają bez wyjaśnienia po przebadaniu ich przez wiarygodnych badaczy i których wygląd wskazuje na fakt, że są wytworem technologii, zaś zachowanie (charakterystyka lotu) pokazuje z kolei, że nie mogły powstać na Ziemi, ponieważ jeśli my - Ziemianie możemy budować rzeczy wyglądające i latające w ten sposób, mogły być one używane w wielu operacjach wojennych, które miały miejsce od czasów II Wojny Światowej. To się nie stało, więc to, co obserwujemy wizualnie lub na radarach często powoduje fizyczne oddziaływanie na grunt, na którym ląduje lub z którego startuje, toteż musi skądś pochodzić. Kopacze złota wiedzą, że ruda tego metalu warta jest wydobycia, jeśli w tonie rudy zawarte jest 5 uncji (15 gram) złota. Oczywiście muszę dodać, że świadkowie obserwują czasem wytwory tajnych projektów rządowych, jednakże nie wykazują one specjalnych charakterystyk lotu należnych latającym spodkom.
               Rocznice ważnych zdarzeń związanych z UFO skłaniają do podsumowania całego zjawiska, a także wysiłków ufologów. Jak reaguje Pan na twierdzenia, że historia ufologii to zmarnowany czas lub niewykorzystana szansa w pogoni za nieuchwytnym zjawiskiem, które paradoksalnie będąc silnie zakorzenione w świadomości ogółu, wciąż nie znajduje oficjalnej akceptacji?
              Każdy kto twierdzi, że historię ufologii stanowią zmarnowane wysiłki, nie przestudiował danych. Jak inaczej moglibyśmy wiedzieć o 21% nieznanych spośród 3201 przypadków badanych przez Battelle Memorial Institute, opisanych w "Raporcie specjalnym projektu Blue Book nr 14" albo 30% nieznanych ze 117 przypadków badanych przez Uniwersytet Colorado, 746 nieznanych przypadków zarejestrowanych w "The UFO Evidence" lub 41 sprawach opisanych przez dr Jamesa E. McDonalda w jego oświadczeniu dla kongresu w 1968?
              Co moglibyśmy powiedzieć o wielu przypadkach uprowadzeń poruszonych przez Budda Hopkinsa, dr Davida Jacobsa, dr Johna Macka lub sprawie Betty i Barneya Hillów opisanej w "Interrupted Journey" ("Przerwana podróż") autorstwa Johna Fullera oraz w nowej książce "Captured: An Insider’s Look at the Betty and Barney Hill UFO Experience" ["Schwytani: Spojrzenie osoby wtajemniczonej na doświadczenie Betty i Barneya Hillów" napisał:

autorstwa Kathleen Marden (kuzynki Betty). Istnieje oczywiście 5000 przypadków śladów fizycznych zebranych przez Teda Philipsa z ponad 70 krajów, przypadków rejestracji radarowych, fotografii, których autentyczność orzeczona została w wyniku badań fizyka optycznego, dr Bruce’a Maccabee. Nie, nie był to wcale zaprzepaszczony wysiłek. Stało się to frustrujące z powodu działań osób negujących zjawisko, jak zwolennicy SETI oraz Ci dziennikarze i naukowcy, którzy dokonują swych badań nad UFO poprzez oświadczenia.
Które ze zdarzeń Pana zdaniem stanowiły "kamienie milowe" w historii zjawiska UFO?
Wśród kluczowych zdarzeń znajduje się obserwacja Kennetha Arnolda z 24 czerwca 1947, odkrycie rozbitych spodków i ciał obcych niedaleko Corona w Nowym Meksyku (okolice Roswell) oraz na równinach San Augustin, ponad 100 mil na zachód na początku lipca 1947. Opisuję je w mojej książce "Crash At Corona: The Definitive Study of the Roswell Incident" ["Katastrofa UFO w Corona: Ostateczne studium w sprawie incydentu w Roswell" napisał:

Obserwacje UFO dokonane przez personel wojskowy oraz cywilny, które miały miejsce w lecie 1952 niedaleko Waszyngtonu, towarzyszyły im kłamstwa ze strony Sił Powietrznych USA.

Była to również publikacja "Raportu Specjalnego Projektu Blue Book nr 14" z październiku 1955 oraz zwodnicze oświadczenia Rzecznika Prasowego Sił Powietrznych. 29 lipca 1968r. doszło do przesłuchań przez kongres 12 naukowców, w tym i mnie. Wśród innych ważnych wydarzeń znajduje się publikacja podstępnego "Raportu Condona" w styczniu 1969, raportu o incydencie w Roswell w 1980, zatwierdzenie w 1984 kilku dokumentów Majestic 12. Dochodzi to tego fałszywy film z autopsji pozaziemskiej istoty, który na całym świecie spowodował wielkie zainteresowanie.
              Czy od początku w myśleniu nad zjawiskiem UFO oraz naturze raportów nastąpiły jakieś kluczowe zmiany? Jaki jest powód zmiany natury doniesień o UFO oraz ET wraz z upływem czasu (tzn. zauważalna zmiana w naturze raportów dotycząca np. wyglądu oraz zachowania obiektów)? Czy jest to dowód na głównie psychologiczne i socjologiczne podstawy zjawiska UFO lub ziemskiej natury obiektów?
              Zaistniały zmiany, m.in. w wyniku publikacji "Przerwanej Podróży", która umożliwiła poważne traktowanie innych książek o abdukcjach. "Raport Condona" przez stanowcze twierdzenie, że UFO nie istnieje, utrudnił ludziom składanie doniesień o wszelkiego rodzaju obserwacjach. Książka Withleya Streibera "Wspólnota", wywołała kolejną falę dyskusji. Publikacja "The Roswell Incident" ["Incydent w Roswell" napisał:

w 1980r., umożliwiła rozmowy o rozbitych spodkach.

Szczątki pojazdu z RoswellOd 1967r. udzielam wykładów cieszących się niezmiennym zainteresowaniem, doborową publicznością, szerokimi sesjami pytań oraz odpowiedzi oraz zainteresowaniem prasy. Sondaże pokazują zawsze, że więcej jest wierzących, aniżeli niewierzących. Powstanie w 1976r. Committee for the Scientific Investigation of Claims of the Paranormal (Komitetu Naukowych Badań ds. Twierdzeń o Zjawiskach Paranormalnych) pomogło zniechęcić ludzi do związku z badaniami UFO czy składaniu wszelkiego rodzaju raportów obserwacji. Na amerykańskich uniwersytetach pojawiło się co najmniej kilkanaście naukowych teorii dotyczących latających spodków, choć nie w czasach teraźniejszych.
               Główne zmiany w ciągu 60 lat objęły akceptację pojęć, że człowiek nie jest sam, możliwe są loty kosmiczne, a rządy są dość niechętne udzielaniu prawdziwych informacji na temat ich poczynań. Pojawiły się całe podzbiory informacji w ufologii dotyczące uprowadzeń, rozbitych spodków, dokumentów rządowych czy przypadków fizycznych śladów.
              Istnieje wiele problemów współczesnej ufologii. Co według Pana stanowi główny problem: brak nowych ludzi, brak obserwacji, niska wiarygodność raportów, rozbrat wewnątrz światowej społeczności badawczej, spadające zainteresowanie zjawiskiem UFO lub coś innego? Co myśli Pan o Internecie jako źródle informacji o UFO? Jaka jest przyszłość tej dziedziny… (już a może jeszcze nie) nauki?

Tak, ufologia potrzebuje dopływu świeżej krwi, która mogłaby zastąpić nas, starszych. John Greenewald z "Black Vault" ma jedynie 25 lat, Nick Redfern jest niewiele starszy. Ufolodzy potrzebują więcej odwagi. Zamiast mówić o hipotezie pozaziemskiej, mówić o obcych przybyszach, musimy skupić się bardziej na zalewaniu prasy faktami. 1 stycznia "Chicago Tribune" na pierwszej stronie opublikowało znakomity artykuł o obserwacji nad lotniskiem O’Hare. Inne wydarzenia, jak kłamstwa w sprawie Watergate oraz broni masowego rażenia w Iraku zostały znacznie łatwiej zaakceptowane jako rządowe kłamstwa.

              Internet stanowi błogosławieństwo, ale i przekleństwo. Każdy może publikować, co mu się podoba - nie ma więc nadzoru ani kontroli nad nieprawdziwymi wiadomościami. Jest znacznie łatwiej odnajdywać fakty oraz dane czy znajdować ludzi, niż gdy zaczynałem badania nad Majestic 12 w latach 80-tych. Ludzie muszą bardziej sceptycznie podchodzić do tego, o czym czytają. Ostatnio MUFON zebrał 160 obserwacji w czasie miesiąca, a raporty wciąż napływają. Prasowe relacje są często mylące.

              Czy może Pan pokrótce streścić swój pogląd na UFO? Jaka część obserwacji zgodnie z Pana opinią obejmuje spotkania z technologią ET i czy istnieje sposób na odróżnienie ziemskiego NOL od pozaziemskiego? Skala, w której przejawia się zjawisko UFO dla niektórych może być zadziwiająca lub nawet niepokojąca. Nawet przy założeniu, że jedynie niewielka porcja z obserwacji obejmuje wizyty istot pozaziemskich, wciąż pozostaje nam duża liczba przypadków. Jaki jest główny cel i prawdopodobieństwo (opierając się np. na równaniu Drake’a) na temat pozaziemskich wizyt rozpatrywanych na przestrzeni 60 lat po obserwacji Kennetha Arnolda?
              A - niektóre z UFO są pojazdami obcych, B - temat latających spodków reprezentuje kosmiczne Watergate, C. żadne z argumentów przeciw tym wnioskom nie wytrzymują wnikliwszych badań, D. mamy do czynienia z najdonioślejszym zdarzeniem tysiąclecia - wizytami pozaziemskich statków na planecie i konspiracji wokół ciał i wraków przez ponad 60 lat.
              Każdy przypadek należy rozważyć według jego własnych kryteriów. Hipnoterapeuci powinni być ostrożni, aby nie wkładać słów do ust uprowadzonych. Ziemskie pojazdy UFO nie mogą poruszać się z prędkością tysięcy mil na godzinę w atmosferze oraz wykonywać ostrych zwrotów, unosić się czy opadać oraz lądować czy startować w zupełnej ciszy z przestrzeni nie większej niż one same, pośrodku niczego. Niektóre z ziemskich pojazdów mogą poruszać się szybko, ale nie mogą wykonywać gwałtownych zwrotów lub w ciszy unosić się pionowo lub zniżać pułap. Zasugerowałem co najmniej kilkanaście powodów, dla których obcy mogliby odwiedzać Ziemię w pracy pt.: "The UFO Why Questions" ["UFO: Pytania dlaczego?" napisał:

Uważam generalnie, iż pierwszorzędnym czynnikiem jest nasza izolacja. Jesteśmy najwyraźniej prymitywnym społeczeństwem, którego głównym zajęciem jest plemienna wojna z liczbą ponad 50 mln zabitych w czasie II Wojny Światowej i 1700 zniszczonych miast. Rozwinęliśmy także gwałtownie naszą technologię (jądrową, kosmiczną, elektronikę), która wkrótce pozwoli nam na docieranie do gwiazd. Nie potrafię wyobrazić sobie naszych znacznie bardziej zaawansowanych sąsiadów pozwalających nam na udanie się tam wraz z naszym rodzajem przyjaznego nastawienia, znanego lepiej jako wrogość. Każde ze społeczeństw zdaje się być zainteresowane swym własnym przetrwaniem i bezpieczeństwem. Raz pokazaliśmy, że wkrótce możemy być zdolni do wyprowadzki, stając się obiektem zainteresowania naszych sąsiadów. Najwyraźniej pewne społeczeństwa zademonstrowały, że są w stanie przejść przez stadium, w którym jesteśmy - zbyt wiele technologii, a niedostatecznie dużo socjologii.

Pisałem o nienaukowej naturze równania Drake’a oraz niepoważnych założeniach, że obcy mogą wysyłać wiadomości jedynie, gdy otrzymają nasze elektromagnetyczne sygnały i nie mogą podróżować, ponieważ jest to znacznie droższe niż sygnalizowanie i mogliby znajdować się na takim poziomie, jak my, choć dla przykładu Zeta I oraz Zeta II Reticuli (leżące w odległości jedynie 39 lat świetlnych) są miliard lat starsze, a każda z nich posiada inną podobną Słońcu gwiazdę w pobliżu (oddaloną o 1/8 roku świetlnego), zaś dwie gwiazdy starsze są o milion lat niż nasze Słońce. Prawo Friedmana mówi, że postęp technologiczny wynika z wykonywania czynności w odmienny i nieprzewidywalny sposób. Wystarczy spojrzeć na zmiany w naszej technologii w ciągu ostatniego wieku.

Co myśli Pan na temat innych zjawisk związanych z UFO (abdukcji, tzw. kontaktowców, kultów, kręgów zbożowych, okaleczeń zwierząt etc.)? Czy po prostu wyewoluowały one z wierzeń w istoty pozaziemskie i stąd też zrodziły się w zbiorowej świadomości w sposób podobny do innych wierzeń czy legend? Czy wszystkie te elementy - jak twierdzą niektórzy - składają się na jeden całościowy obraz zjawiska? W jaki sposób odwrócić można rozpatrywanie fenomenu UFO w związku z religią? Co sądzi Pan na temat przypadku Meiera i innych budowniczych folkloru związanego z UFO - czy stanowią oni dla ufologii zagrożenie?

Jestem przekonany, że niektórzy ludzie zostali uprowadzeni przez istoty pozaziemskie. Każdy przypadek należy mierzyć przy pomocy należnych mu miar. Uważam, że większość abdukcji nie jest zgłaszana i badana z powodu bariery śmieszności. Jestem również przekonany, że jak tu zauważyłem, istnieje kilka tysięcy fizycznych śladów o podobnych cechach na całym świecie. Ted Philips wykonał znakomitą pracę. Około 16% z tych przypadków obejmuje doniesienia o niewielkich humanoidalnych stworzeniach połączone z obserwacjami dysków.

Jestem niezwykle podejrzliwy w stosunku do kontaktowców, którzy zdają się być osobami znikąd chcącymi stać się "kimś". Wiele z osób uprowadzonych to osoby skazane na zostanie "nikim". Nie widzę podstawowych związków między kręgami zbożowymi, z których część z pewnością jest wynikiem działań oszustów, a zjawiskiem UFO. Znajdują się one w dziale: niewystarczająca ilość danych. Kult zawsze towarzyszył ziemskim społecznościom. Nie mam powodu, aby zwracać uwagę na jakikolwiek z nich. Jeśli chodzi o biblijne implikacje, odsyłam czytelników do świetnej książki dr Barry’ego Downinga pt. "The Bible and Flying Saucers" [“Biblia i latające spodki" napisał:

Nie zaliczam się do fanów Billy’ego Meiera. Z pewnością w jego przypadku dochodziło do fałszerstw oraz rozwoju kultu.

W jaki sposób, Pana zdaniem, istoty z UFO mogą się znaleźć w naszej rzeczywistości? Czy, według Pana, ich metody pozwalają na takie podróże? Jeśli ludzie byli w stanie tego dokonać, to dlaczego ta technologia nie znajduje się dziś w powszechnym użyciu?
Czy istnieją jakieś aspekty wskazujące na użycie w naszych czasach pozaziemskich technologii?

Uważam, że wielkie statki-matki (kosmiczne transportery) pracują być może na zasadach technologii, o której nic nie wiemy, ponieważ dysponowaliśmy nią przez krótki czas. Najbardziej prawdopodobna zdaje się fuzja nuklearna, nad którą pracowałem przez 45 lat. Przy użyciu D-He3 można uzyskać cząsteczki posiadające 10 milionów razy tyle energii, co w przypadku rakiety chemicznej. Jeśli chodzi o poruszanie się wewnątrz atmosfery, zasugerowałbym magneto aerodynamiczne systemy, które jonizują powietrze i pozwalają na kontrolę wznoszenia się, oporu, ciepła, przekraczania bariery dźwięku oraz profilu radarowego, które są podobne do elektromagnetycznych łodzi podwodnych testowanych jakieś 40 lat temu. Jeśliby podarować Krzysztofowi Kolumbowi atomową łódź podwodną oraz zapewnić mu nieograniczone nakłady finansowe, i tak nie mógłby jej zduplikować. Posiadając rozbity spodek lub wrak takowego, wciąż istnieje długa droga do skopiowania go. Wymaga to wielu funduszy oraz ludzi, zaś sukces nie jest gwarantowany w przypadku kopiowania zaawansowanych systemów technologicznych, nawet w przypadku, gdy rozumie się zasady ich działania. Wymaga to być może dwóch funtów unobtanium [1] na pojazd, podczas gdy my nie wiemy jak je pozyskać. Teoria broni nuklearnych jest prosta, ale wymagane izotopy są trudno dostępne i kosztowne.

Słowo “kontakt" jest często wspominane przez wiele osób, choć rozumiane jest na wiele sposobów. Czy uważa Pan, że oficjalny kontakt będzie miał kiedyś miejsce? Gdzie i jak nauka powinna szukać sposobów na ewentualny kontakt z pozaziemską inteligencją?

O ile wiem, to były już bezpośrednie kontakty między obcymi a rządami na Ziemi. Wydaje się, że te kontakty kontrolują oni, a nie my. Nieczęsto rozmawiam z wiewiórkami w moim przydomowym podwórku. Nikt nie dał mi zadania sporządzenia protokołu z kontaktu między obcym a Ziemianinem.

Co Pan sądzi o uprowadzeniach przez UFO?

Jak już wcześniej zauważyłem, jestem przekonany, dzięki pracom Hopkinsa, Jacobsa, Fullera, Fowlera, że pewni mieszkańcy naszej planety zostali uprowadzeni przez UFO. Obcy mogą dzięki nim badać nasz kod genetyczny, dowiadywać się, jak leczyć choroby genetyczne, i tak dalej, jak również tworzyć hybrydy (mieszańce). Istnieją pewne dowody potwierdzające to. Pozostaje jednak wciąż mnóstwo pytań, na które brak odpowiedzi.

Rocznice donośnych wydarzeń w historii UFO skłaniają nas do zastanowienia się nad wieloma wydarzeniami, które dały początek istnieniu współczesnej ufologii. Co dziś Pan, jako jeden z czołowych ekspertów w tej sprawie, może powiedzieć o incydencie z Roswell? Czy wciąż jest jeszcze coś do wyjaśnienia?

Jako oficjalny cywilny badacz wydarzenia w Roswell, jestem przekonany, na podstawie dowodów, iż rząd USA przejął dwa rozbite spodki, jeden w pobliżu Corony na ranczu Fostera eksploatowanym przez Macka Brazela, około 130 km na północny zachód od Roswell, i drugi, który znajdował się na równinach San Augustin, 160 km na zachód od Corony. W obu miejscach znaleziono ciała załogantów tych obiektów. Najważniejszą grupą wojskową w Roswell była 509 Grupa do Spraw Bomb Kompozytowych, najbardziej elitarna grupa wojskowa po zrzuceniu bomby atomowej na Hiroszimę i Nagasaki. Wciąż z kolegami obserwuję różne dochodzenia. Oczywiście większość świadków już nie żyje. Jest jednak nadzieja, że ich potomkowie mogą posiadać fragmenty wraków lub też dokumenty i, w razie rozgłosu, mogą one ujrzeć światło dzienne.

Oczywiście pojawiło się wiele bezsensownych informacji opublikowanych przez demaskatorów, którym często przyznaje się w telewizji taki sam czas antenowy pomimo ich braku zaangażowania w badania.

Wkrótce doświadczymy potoku utajnionych niegdyś dokumentów mających więcej niż 25 lat, które mogą się okazać użyteczne. Rosnący brak zaufania do rządu USA może skłonić ludzi, którzy wcześniej siedzieli cicho, do otwarcia ust. Może również niektórzy dziennikarze dołożą starań, aby dotrzeć do prawdy.

Incydent z Roswell z pewnością pokazał nam, że istoty pozaziemskie odwiedzają nas, są niedoskonałe, zaś rząd ukrywa tę prawdę już przez 60 lat.

Co stanowi najlepszy dowód na autentyczność zdarzenia w Roswell? Czy jest Pan w stanie powiedzieć nam coś o ustalonym pochodzeniu oraz przyszłych losach statku oraz jego załogantów?

Być może najlepszym dowodem są zeznania takich wybitnych ludzi, jak nieżyjący już generał Sił Powietrznych Thomas Jefferson DuBose, który rozmawiał z szefem generała Rameya, generałem McMullenem, polecając mu utajnienie sprawy. Jest wysoko postawiony Colonel Blanchard, dowódca bazy w Roswell, będący czterogwiazdkowym generałem, który był wiceszefem sztabu Sił Powietrznych w Pentagonie, gdy zmarł na atak serca. Major Jesse Marcel był oficerem wywiadu. Jego syn, który oglądał wrak, był doktorem medycyny, w lotnictwie był chirurgiem i pilotem helikoptera, spędził też rok w Iraku. Walter Haut, który wypuszczał notatki prasowe 8 lipca 1947 roku, był też bombardierem podczas 20 misji nad Japonią i zrzucił ciężki ładunek będący ważną częścią programu testów broni atomowej na Pacyfiku podczas operacji "Skrzyżowanie" w 1946 roku. Były też współczesne relacje drukowane przez gazety z zachodniego Chicago, które zarzucały kłamstwo fałszywym relacjom demaskatorów o projekcie Mogul. Są też inni ludzie, tacy jak Bill Braze, syn ranczera, i Loretta Proctor, sąsiadka Macka Brazela, a także Judd Roberts, która pracowała w lokalnej rozgłośni radiowej w Roswell. Istnieje notatka służbowa FBI mówiąca o odzyskaniu wraku i o tym, iż nie był to balon meteorologiczny. Są przyjaciele Barneya Barnetta, który opowiedział o odkryciach w Plains, między innymi jego sąsiad Harold Baca. Moja książka "Crash at Corona" (wypadek w Coronie) mówi o historii bardzo szczegółowo. Oczywiście nie ma sposobu na poznanie natury oraz pochodzenia statku. Nie posiadam ani pozwolenia ani potrzeby uzyskania takich informacji. Z pewnością nie pochodził z Ziemi i nie został wykonany przez Ziemian. Był to prawdopodobnie niewielki moduł do poruszania się po planecie przenoszony w przestrzeni kosmicznej przez duże statki. Z pewnością wrak oraz ciała zostały zatrzymane w celu wykonania dalszych tajnych badań.

Zdając sobie sprawę z innych wydarzeń opartych na scenariuszu podobnym do Roswell, czy może Pan zaprezentować swoją opinię na temat autentyczności innych katastrof UFO? Czy jakikolwiek z nich ma tak głębokie znaczenie, jak np. Kecksburg, Flatwoods lub bardziej współczesna Varginha?

Len Stringfield zebrał informacje (pogłoski) o ponad 60 katastrofach. Był on raczej kolekcjonerem, aniżeli badaczem i nie dzielił się informacjami świadków z innymi, którzy podeszliby do tego znacznie bardziej energicznie, niż on był w stanie. W Kecksburgu oraz Varginhi przejęto wraki pojazdów. We Flatwoods obiekt wystartował ponownie po mniejszym lub większym uderzeniu. Przyjrzałem się wszystkim trzem zdarzeniom, pisząc wstęp oraz epilog do nowej książki Franka Feschino "Shot Them Down" ["Zestrzelić Ich"] napisał:

zawiera wiele informacji na temat incydentu we Flatwoods, których nikt przedtem nie uzyskał. Najlepsze dowody dla rządowej konspiracji zawarłem w tekście pt. "The UFO Why Questions". Istnieje sens w skrywaniu przez rząd technicznych danych, rozczarowywaniu Ziemian, unikaniu ujawniania faktu, że UFO odpowiedzialne były za awarie wielu samolotów wojskowych w Europie i Ameryce Północnej oraz, że bezkarnie naruszać mogą naszą przestrzeń powietrzną. Dla ludzi u władzy, jeśli nie dla reszty z nas, konspiracja ta ma sens.

Odkąd interesuje się Pan zjawiskiem UFO? Kiedy zaczęła się Pańska praca badawcza oraz pisarska i jaki jest wedle Pana główny sukces na polu ufologii?

W 1958r. przeczytałem "The Report on UFO’s" autorstwa Edwarda Ruppelta, około roku 1960 przeczytałem ponad 15 książek (m.in. na temat "Raportu Specjalnego Projektu Blue Book nr 14"), dołączyłem do APRO [4] oraz NICAP [5] , pierwszego wykładu udzieliłem w Pittsburghu w 1967. Przemawiałem do wielu profesjonalnych grup, których odpowiedź była bardzo entuzjastyczna. Prowadziłem wykłady na ponad 600 college’ach oraz dla 100 profesjonalnych grup we wszystkich 50 stanach USA, 9 prowincjach Kanady i 16 innych krajach. Byłem głównym udziałowcem "The Roswell Incydent" w 1980, napisałem kilka prac w Pittsburgu w późnych latach 60-tych, w tym moje oświadczenie kongresowe, a następnie 15 innych prac zaprezentowanych na spotkaniach MUFON’u oraz dziesiątki innych tekstów publikowanych m.in. w "Psychics Today", "Aeronautics and Astronautics", "Saga", "Cycles" itp.

Do głównych moich sukcesów w dziedzinie ufologii zaliczam fakt, że byłem pierwszym cywilnym badaczem incydentu w Roswell. Jako pierwszy opublikowałem artykuł o mapie nieba Betty Hill. Inne moje sukcesy to wkład w artykuł w "Astronomy Magazine" na temat tej pracy; testy gleby z Delphos (Kansas) - przypadek pozostawienia śladów fizycznych; przemówienia w telewizji oraz radio na całym świecie, propagujące wiedzę na temat UFO; dyskusje na temat fizycznych aspektów zjawiska "latających spodków" w takich tekstach jak "Flying Saucers and Physics" ("Latające spodki i fizyka"); moje dogłębne badania nad dokumentami "Majestic 12" oraz moje zaprzeczenia w stosunku do fałszywych argumentów demaskatorów w wyniku moich wizyt w 20 archiwach dokumentów oraz moja wiedza na temat bezpieczeństwa. Wiem z korespondencji, że ośmieliłem i nauczyłem wiele innych osób poprzez liczne wystąpienia radiowe i telewizyjne. Za całościowe osiągnięcia w 2002r. otrzymałem nagrodę "British UFO Magazine". Także kanadyjska stacja telewizyjna wyemitowała program pt. "Stanton T. Friedman IS Real" [“Stanton T. Friedman jest prawdziwy" napisał:

Zwyciężyłem także w kilku debatach na temat UFO.

Dziękujemy Panu za ten interesujący wywiad. Czy chciałby Pan powiedzieć coś jeszcze polskim czytelnikom?

              Do ludzi w Polsce, jak i na świecie powiedzieć chcę, iż nastał odpowiedni czas na uświadomienie sobie, że Ziemia odwiedzana jest przez obce istoty, że nie jesteśmy najbardziej zaawansowaną technicznie cywilizacją w sąsiedztwie, że z punktu widzenia istot pozaziemskich jesteśmy prymitywnym społeczeństwem, którego głównym zajęciem jest wojna. Musimy nauczyć się myśleć o sobie jako o Ziemianach. Miejmy nadzieję, że możemy złożyć podanie o przyjęcie do "Kosmicznego Przedszkola".

Pytania zadał: Piotr Cielebiaś.
Źródło: Na Progu Nieznanego

Przypisy:
[1] unobtanium - termin oznaczający rzadkie i drogie lub też zupełnie niemożliwe do pozyskania materiały wymagane w danym przedsięwzięciu.
[2] "Operation Crossroads" - seria testów nuklearnych w atmosferze przeprowadzana przez USA w 1946.
[3] "Projekt Mogul" - sekretny plan obejmujący testy balonów wysokościowych rozpoczęty w 1947, którego celem było wykrywanie testów atomowych przeprowadzanych przez ZSRR.
[4] APRO - Aerial Phenomena Research Organization (Organizacja ds. Badań Zjawisk Powietrznych) - organizacja założona w 1952 roku przez J. i C. Lorenzem. W 1969 znaczna część członków APRO utworzyła MUFON.
[5] NICAP - National Investigations Committee On Aerial Phenomena (Krajowe Centrum Badań nad Zjawiskami Powietrznymi) - organizacja badawcza założona w 1956 przez T.T. Browna. Istniała do lat 80-tych

"Wywiad ze Stantonem Friedmanem" na Paranormalium