poniedziałek, 28 listopada 2011

Rok 2012 - to już koniec?

2012

PRAWDA O ROKU 2012 - to rzecz wielka prawda o tym roku.

              Chyba każdy z nas słyszał o tym, że w roku 2012 nastąpi koniec świata. Huczy o tym cała sieć, mówią o tym w mediach. Nakręcana jest spirala przerażenia, która wydaje się nie mieć końca. Aktualnie znane są już dziesiątki najróżniejszych przepowiedni odnośnie daty 2012, wszystkie mówią o zagładzie a tylko mała ich część o „zmianie”. Ile w tych przepowiedniach jest prawdy? Przekonajmy się!
Interpretacja kalendarza majów który kończy się 21.12.2012 r
              Według tak zwanych proroków, w tym właśnie czasie Majowie przepowiedzieli zagładę świata. Prawdą jest jednak że Majowie nie przepowiedzieli zagłady świata a koniec kolejnej epoki! Interpretacje tej przepowiedni są najróżniejsze, ale skupmy się na faktach! Kalendarze majów opierały się na niesamowicie dokładnych badaniach nieba, kolejne okresy w ich kalendarzach oznaczają wejście naszego układu słonecznego, w nową epokę astronomiczną! Aktualnie znajdujemy się w astrologicznym gwiazdozbiorze ryb, koniec kalendarza majów wyznacza okres w którym przejdziemy w astronomiczny okres wodnika. Oznacza to wyłącznie, że zmienia się położenie równika niebieskiego na tle sfery niebieskiej! Nie ma to więc żadnego znaczenia dla życia na naszej planecie!

Nibiru. Planeta zagłady!
              To jedna z moich ulubionych bujd. Istnieje sumeryjski mit o tzw. planecie przejścia, nie będę już go tu przedstawiał w oryginale, podam za to co przeróżni prorocy naszych czasów podają za fakty o tej planecie, oraz co ma do powiedzenia na jej temat Starszy Naukowiec w Instytucie Astrobiologii NASA , i Interim Director w NASA Lunar Science Institute, pan David Morrison. Z którym specjalnie dla tego artykułu przeprowadziłem wywiad.

Pierwszym „faktem” podawanym przez tych proroków jest istnienie takiej planety i fakt jej obserwacji! Ponoć od zeszłego roku widoczna jest z półkuli południowej! - Nie jest to prawdą!

Planeta którą można obserwować od zeszłego roku na półkuli południowej to planeta karłowata nazwana przez astronomów Eris, planeta ta w żadnym wypadku nie odpowiada opisywanej Nibiru!

Ja - Czy Eris to Nibiru?
D.M- Nie. Eris (jak Pluton) jest planetą karłowatą z zewnątrz naszego układu słonecznego. Nibiru po prostu nie istnieje.
Ja- Czy istnieje jakikolwiek znany nam obiekt który mógłby być Nibiru?

D.M- Nie

Nibiru zderza się z ziemią co 3600 lat! - Tej bujdy tłumaczyć nie trzeba, mam nadzieję że każdy z czytających ma wystarczająco wyobraźni by domyślić się że dwa ciała astronomiczne tej wielkości nie mogą się zderzać więcej niż raz!

Nibiru uderzy w ziemię w roku 2012! - Wiemy już że nie istnieje żaden, obiekt który mógłby być, opisywaną w przepowiedniach Nibiru. Postanowiłem zapytać jednak czy istnieje jakikolwiek obiekt większy niż asteroida który może zagrozić ziemi.

Ja- Czy jakakolwiek planeta lub planeta karłowata może zderzyć się z ziemią w roku 2012?

D.M- Nie. Wszystkie planety są w stabilnych orbitach.

Nibiru pociągnie za sobą warkocz komet które zniszczą ziemię!- Wielu „proroków” twierdzi że Nibiru mijając ziemię spowoduje, że lecące za nią obiekty wytrącone z pasa asteroid uderzą w ziemię. Jeszcze inni twierdzą że przechodząc pomiędzy ziemią a słońcem wytrąci nas z grawitacyjnych ryzów i wyrzuci z orbity! Na niektórych filmach i w artykułach pojawia się zdjęcie Sedny kolejnej planety karłowatej (w rzeczywistości nie została ona sklasyfikowana jeszcze jako planeta karłowata, astronomowie wahają się czy nie jest dużą planetoidą) dlatego postanowiłem zapytać i o nią.

Ja- Jak długo będziemy czekać aż Eris zbliży się do najbliższego punktu do słońca. I czy przetnie ona orbitę którejkolwiek z planet?

D.M.- Eris nigdy nie zbliży się bardziej niż na odległość około 6 bilionów metrów od słońca.(4,43 bilionów metrów to najmniejsza odległość Plutona od słońca przyp. autora) Eris jak każda planeta karłowata jest bardzo mała, bardzo odległa, i bardzo słabo widoczna. (co powoduje że przy tak krótkim okresie obserwacji ciężko przewidzieć datę dotarcia do tego pkt. Ja jednak pokusiłem się o skorzystanie z programu symulującego ruch ciał niebieskich „mitaka” by sprawdzić kiedy na oko to nastąpi. Nikt z nas nie dożyje tego dnia, bo według aktualnych danych stanie się to w okolicach 2265r przypis. autora)

Ja- Czy Sedna jest aktualnie w najbliższym punkcie od słońca?

D.M- Sedna również ma stabilną orbitę i nie zbliża się do słońca.
Nibiru jest Brązowym karłem! (Pozostałość po słońcu, gazowa planeta nie wielkich rozmiarów i o potężnej masie. Przyp. Autora) – Są wśród tych „proroków” tacy którzy twierdzą że zagraża nam wygasła gwiazda która zbliżając się do naszego układu, pod wpływem słońca zapłonie na nowo i zaistnieje ponownie jako gwiazda, zmieniając trajektorie planet w naszym układzie, bądź spowoduje wielkie katastrofy na ziemi. Są to również bujdy.

Ja- Czy jest jakikolwiek obiekt w systemie słonecznym który mógłby być brązowym karłem?
D.M.- Nie. Jeśli by był, został by odkryty dekady temu dzięki obserwacji nieba w podczerwieni z przestrzeni kosmicznej.

Przebiegunowanie ziemi.

              W wielu przepowiedniach na rok 2012, powtarza się informacja o przebiegunowaniu ziemi. Wielu interpretatorów próbuje przekonać nas że przebiegunowanie ziemi zachodzi co jakiś czas. Jest to przeinaczanie faktów, Przebiegunowanie ziemi ani innej planety jest nie możliwe i nigdy nie miało miejsca. To o czym powinniśmy rozmawiać i o czym wspomina nauka to przebiegunowanie magnetyczne ziemi. Niejeden czytający zapyta: Jaka jest różnica? Pierwszy oznaczał by odwrócenie się planety „do góry nogami” drugi oznacza zmianę pola magnetycznego.

              Przebiegunowanie magnetyczne ziemi spowoduje nieopisane katastrofy!- W wielu przepowiedniach pojawiają się informację jakoby to wydarzenie miało spowodować powstanie potężnych fal wody z oceanu, trzęsienia ziemi na niespotykaną skalę, zmianę orbity, zmianę kierunku ruchu. Są to wszystko bujdy. Ponadto zmiana kierunku ruchu obrotowego bądź jego zanik jak podają niektóre źródła, miały by spowodować w. w. katastrofy a prorocy ci podają nam sposoby jak się uchronić! Znając prawo zachowania pędu każdy z nas może wyobrazić sobie że gdyby obiekt poruszający się z prędkością 1.6655 km/h (Prędkość obrotu na równiku przyp. Autora) nagle się zatrzymał wszystko co na nim stoi wystrzeliło by w przestrzeń, ale jest to i tak teoria gdyż zajście takie nie ma prawa nastąpić!

--
Stopka
Jestem taki, wiem o nauce i wszechświecie.


Artykuł pochodzi z serwisu artykuly.com.pl - Twojego źródła artykułów do przedruku.

Pierwszy człowiek w kosmosie

Wyścig do gwiazd, cz. 2 - Pierwszy człowiek w kosmosie

              Początek wyścigu do gwiazd nie nastroił Amerykanów zbyt optymistycznie. Zwycięstwo Związku Radzieckiego w staraniach o umieszczenie pierwszego sztucznego satelity na orbicie Ziemi zbiegło się z porażkami Stanów Zjednoczonych na tym samym polu. Pozostały jednak jeszcze inne cele do osiągnięcia, a wśród nich: wysłanie człowieka w przestrzeń kosmiczną.

              Za kilkadziesiąt lat wyrażenia "tanie bilety lotnicze" czy "tanie linie lotnicze" mogą zacząć odnosić się do firm, które oferują nie tylko przeloty międzynarodowe, ale i międzyplanetarne. Taką optymistyczną perspektywę zawdzięczamy ludziom, którzy poświęcili swój talent, czas, a często nawet życie udziałowi w kosmicznym wyścigu.

              Była to kolejna wielka porażka Amerykanów. Gdy Rosjanie wysyłali w kosmos Jurija Gagarina, w kwietniu 1961 r., na pokładzie Wostoku 1, w USA nadal pracowano nad szczegółami przedsięwzięcia. Co ciekawe, sukces Gagarina nie był pełny - Międzynarodowa Federacja Aeronautyki wymagała, aby astronauta wystartował i wylądował w kosmicznym pojeździe, rosyjski pilot natomiast katapultował się ze swojej maszyny przy lądowaniu użył spadochronu.

              Rosja ukrywała ten szczegół przez jakiś czas; nawet jednak po ogłoszeniu prawdy większą wagę przywiązywano do faktu, że Gagarin odbył lot w kosmos. Było to przedsięwzięcie niesamowicie ryzykowne, jako że naukowcy mogli tylko przypuszczać, jak zachowa się ludzki organizm w pozaziemskich warunkach.

          Amerykanie wysłali swojego człowieka w kosmos w trzy tygodnie po Rosjanach. Astronauta Alan Shepard nie powtórzył jednak sukcesu Gagarina - nie dotarł aż na orbitę (zrobił to dopiero John Glenn w rok później). Mógł się za to pochwalić innym osiągnięciem: jako pierwszy człowiek w historii ręcznie sterował lotem kosmicznego statku.

              Przegrywając ze Związkiem Radzieckim na polu astronautyki, Stany Zjednoczone upatrywały swoją ostatnią szansę w projekcie wysłania człowieka na Księżyc. Jeszcze w roku 1961 John F. Kennedy ogłosił pełne poparcie dla programu misji księżycowych Apollo, a także przekonywał, że dopiero wizyta na Księżycu będzie prawdziwym rozstrzygnięciem kosmicznego wyścigu.

Ciąg dalszy nastąpi

--
Stopka


Artykuł pochodzi z serwisu artykuly.com.pl - Twojego źródła artykułów do przedruku.

niedziela, 27 listopada 2011

Historia kalendarza

Od prehistorii po kalendarz gregoriański

              Kalendarz współczesny nie powstał od razu, posiada on wielu poprzedników, a jego historia sięga jeszcze czasów starożytnych.

              Pierwsze próby stworzenia systemu pomiaru czasu sięgają bardzo daleko w przeszłość. Pierwsze prehistoryczne "kalendarze" datuje się na ok 11000 lat p.n.e. Przy pracach wykopaliskowych we Francji, w okolicy Le Placard odnaleziono orlą kość, z wyżłobionymi znakami uszeregowanymi po siedem, tak aby odpowiadająca im liczba dni przypadała na poszczególne fazy Księżyca. Sugeruje to, że ludzie prehistoryczni używali właśnie takiego "kalendarza", który następnie mogli wykorzystywać przy planowaniu swoich działań, np. polowań, regularności faz Księżyca w pełni i w nowiu, "przedstawiona graficznie" pozwalała przewidzieć, kiedy będzie można spodziewać się jasnych, księżycowych nocy, które mogłyby ułatwić ewentualne łowy.

              Naukowcy i archeolodzy podają, że pierwsze modele kalendarza słonecznego (solarnego), powstały w Egipcie lub w Mezopotamii ok. 4 tyś lat temu. W kalendarzu tym, rok jako podstawowa jednostka czasu, jest wyznaczany poprzez ruch Ziemi wokół Słońca. Dla starożytnych Egipcjan. rok miał 3 pory (wylew Nilu, okres siewu i okres żniw) dzielono go na 12 miesięcy po 30 dni i 5 dni dodatkowych - razem 365 dni. Powyższa forma mierzenia czasu już powoli zaczynała przypominać mniej więcej nasz współczesny kalendarz.

              Około 750 p.n.e, w Rzymie wprowadzono kalendarz lunarny, w którym podstawową jednostką był miesiąc, czyli okres bliski czasowi obiegu Księżyca wokół Ziemi. Pierwotnie rok rzymski podzielono na 10 miesięcy, co dawało łącznie 304 dni. Pierwszym miesiącem roku był marzec, co ciekawe większość używanych wówczas nazw miesięcy (takich jak Martius, Aprilis, Octobris, Novembris i Decembris) jest do dziś używana w większości języków europejskich. Następnie około roku 700 p.n.e. miała miejsce reforma dotychczas używanego, dziesięciomiesięcznego kalendarza, gdyż nie był on do końca zgodny z porami roku, co z kolei czyniło go nieprzydatnym chociażby dla rolników. Ostatecznie dodano dwa dodatkowe miesiące - Januarius i Februarius - jako ostatnie w roku, a rok liczył wtedy 355 dni.

              W roku 46 p.n.e. pojawiły się kolejne reformy kalendarza w Rzymie. Juliusz Cezar, zainspirowany kulturą egipską, a także egipską metodą pomiaru czasu, na mocy dekretu zmienił rzymski kalendarz księżycowy, kalendarzem słonecznym. "Kalendarz juliański" podzielił rok na 12 miesięcy, dzięki czemu rok liczył 365 i 1/4 dnia, z kolei co cztery lata miał następować 366-dniowy rok przestępny. Arbitralnie początek roku przeniesiony został na styczeń, wprowadzono ponadto nowy porządek miesięcy, które liczyły na przemian 30 i 31 dni, poza miesiącem luty, który miał zazwyczaj 29 dni, a 30 dni w roku przestępnym. Następne drobne reformy kalendarza rzymskiego, odbyły się w roku 8 p.n.e. gdy ogłoszono augustiańską reformę kalendarza.

              Dalsze zmiany kalendarza związane były już mniej z formą kalendarza, ale raczej dotyczyły organizacji poszczególnych dni. W Roku 321 pojawił się edykt Konstantyna Wielkiego, ustanawiający siedmiodniowy tydzień zakończony niedzielą, która została uznana za dzień wolny od pracy dla wszystkich obywateli za wyjątkiem rolników. Dodatkowo, w zreformowanym kalendarzu oficjalnie pojawiły się stałe oraz ruchome święta chrześcijańskie. Następnie w 325 roku w czasie Soboru nicejskiego, ustalono opartą na kalendarzu księżycowym formułę obliczania daty Wielkanocy: "Wielkanoc ma być świętowana w pierwszą niedzielę po pierwszej pełni Księżyca, po równonocy wiosennej, lecz nie może przypadać na żydowskie święto Paschy". Ustalono również datę równonocy wiosennej i wyznaczono ją na 21 marca.

              Ważnym momentem w historii kalendarza był też rok 525, kiedy to po raz pierwszy zaczęto używać roku narodzin Chrystusa (Anno Domini - A.D.) jako daty początkowej, ten system datowania został użyty po raz pierwszy przez opata Dionizjusza Exiguus. Jednakże dopiero w roku 800, za sprawą reformy reforma Karola Wielkiego powszechnie wprowadzono tą metodę podawania daty. W tym czasie wciąż powszechnie panował kalendarze juliański w większości państw europejskich.

              Dopiero w roku 1582, na mocy bulli papieża Grzegorza XIII wprowadzono kalendarz gregoriański. Reforma ta została poniekąd wymuszona niezgodnością założonej długości roku kalendarzowego z długością roku zwrotnikowego. W kalendarzu gregoriańskim, tak samo jak w juliańskim, lata dzielą się na liczące 365 dni, oraz 366-dniowe lata przestępne - są to zawsze te lata, których numer kolejny jest podzielny przez 4. Jednakże spośród lat określonych pełnymi setkami tylko te podzielne przez 4 są latami przestępnymi. Kalendarz gregoriański przyjął się w większości państw Europy, na niektórych terytoriach kolonialnych a także w Azji. Aktualnie obowiązuje on niemal na całym świecie.

--
Stopka



Artykuł pochodzi z serwisu artykuly.com.pl - Twojego źródła artykułów do przedruku.

Początki Ziemi

Początki Ziemi

              Historia naszej planety sięga ponad 4,5 miliardów lat, możemy dziś tylko spekulować co się działo w tak niewyobrażalnie dalekim okresie czasu, a także jak mogło wówczas wyglądać oblicze znanej nam dziś Ziemi. Na podstawie badań paleontologicznych i geologicznych badacze tworzą wciąż nowe teorie na temat początków naszego świata.

              Najbardziej prawdopodobna teoria dotycząca początków Wszechświata, datuje go na około 13,7 miliardów lat oraz nazywana jest teorią wielkiego wybuchu. Według teorii tej cały kosmos, "wyłonił się" z niewyobrażalnie gęstego i gorącego stanu, a następnie od tamtej pory przestrzeń rozszerzała się z biegiem czasu. Jeśli wierzyć tej koncepcji to cały kosmos non stop rozszerza się, inaczej mówiąc jest on w ruchu a cała "przestrzeń" poszerza się.

              Wielki wybuch spowodował powstanie galaktyk, wielkich mgławic materii, w których zawierają się skupiska miliardów gwiazd oraz olbrzymie ilości układów gwiezdnych. Jedną z wielu takich galaktyk jest nasza nazywana Drogą mleczną. Na obrzeżach Drogi mlecznej znajduje się nasz układ słoneczny, który ukształtował się z obłoku molekularnego jakieś 4,6 miliarda lat temu. Równocześnie z tworzeniem się Słońca tworzyły się również inne ciała niebieskie, w tym także nasza planeta - Ziemia.

              Co ciekawe pochodzenie Księżyca jest nadal kwestią sporną i nie do końca zbadaną. Jednakże podobieństwa składu skorupy Księżyca i Ziemi wskazuje na tzw. "teorię wielkiego zderzenia". Teoria ta głosi, iż w trakcie kształtowania się układu słonecznego, po orbicie Ziemi, krążyła druga planeta zwana Thei, która w pewnym momencie musiała zderzyć się z Ziemią i w konsekwencji spowodowała oderwanie fragmentu Ziemi, z którego ostatecznie ukształtował się księżyc. Zderzenie Thei z Ziemią najprawdopodobniej spowodowało zmiany w ruchu Ziemi po orbicie. Możliwe, że właśnie to zdarzenie przyczyniło się do przechylenia osi Ziemi względem płaszczyzny jej orbity, co w konsekwencji sprawiło, że mamy różne pory roku.

              Do około 4 miliardów lat temu, w historii ziemi trwał okres zwany Hadeikiem, był to długi czas w trakcie którego Ziemia kształtowała się, z postaci płynnej i gazowej, przyjmowała coraz to bardziej stałą formę, aż z końcem tego okresu przejściowego do końca ukształtowała się skorupa ziemska. W okresie tym Ziemia przez miliony lat była bombardowana asteroidami, nie posiadała oceanów, ani atmosfery.

              Cięższe materiały były wciągane do wnętrza planety, natomiast z ówczesnej powłoki Ziemi na zewnątrz była wydalana woda. Owe procesy zmniejszyły swe nasilenie i zanikały stopniowo, aż ostatecznie zmieniły swój charakter pod koniec Hadeiku, kiedy to już ukształtowała się skorupa ziemska.
--
Stopka



Artykuł pochodzi z serwisu artykuly.com.pl - Twojego źródła artykułów do przedruku.

Zjawiska paranormalne czy to nie wymysł?

Zjawiska paranormalne czy to nie wymysł?

              Zjawiska paranormalne istnieją prawie tak długo jak istnieje cywilizacja. Często ludzie wierzyli w rzeczy, które nie da się w prosty sposób wyjaśnić. Chciałbym przytoczyć trzy ciekawe zjawiska, które są bardzo fascynujące i są tematem tabu.
              Zacznę od opisania duchów, a więc duchy są to pierwszą myśl osoby, które nie mają ciała, jednak możemy zaobserwować ich kształt. O duchach możemy usłyszeć od dawien dawna i wierzą w nie szczególnie osoby, które wierzą w Boga, oraz życie po śmierci. Jednak skoro to duch to dlaczego go widać? Na pewno nie raz mieliśmy możliwość zobaczenia zdjęcia duchów na których to widniały postacie ludzie niezbyt dobrze widoczne. Obecnie jednak Internet jest bardzo mocno rozpowszechniony i możemy znaleźć w nim tak naprawdę wszystko. Również powstają programy, dzięki którym możemy zretuszować zdjęcie i wstawić co tylko chcemy. Duchy są naprawdę ciekawe i wzbudzają w nas wielkie emocje. Podobno też żeby zobaczyć ducha trzeba w niego uwierzyć.
              Drugim takim ciekawym zjawiskiem jest UFO. UFO nam się kojarzy z dziwnym obiektem latającym, jednak czy istnieje naprawdę? Jeżeli tak czy odwiedziło już Ziemię? Istnieje bardzo wiele galaktyk na których może być życie, jednak jak na razie nie możemy poznać obcych galaktyk, gdyż brakuje nam do tego doświadczenia. Kosmici są opisywani jako postacie, które są bez włosów, oraz nosa. Obca cywilizacja może tak właśnie wyglądać, może cywilizacja pozbawiła ich włosów, a nos im już nie jest do niczego potrzebny. Ciekawe wydarzenie miało w pobliżu miejscowości Roswell, gdzie blisko 50 lat temu rozbił się dziwny obiekt. Jak twierdzą świadkowie obiekt ten nie mógł być z naszej planety. Wojsko jednak szybko otoczyło teren i zabrała cały dziwny obiekt do bazy wojskowej. Przez blisko 10 lat ukrywała prawdę na temat tego co tak naprawdę zaistniało w Rosewell po tym jednak czasie przyznało, że w tan tym rejonie wojsko prowadziło szkolenia w tą informację jednak nikt nie uwierzył, ale później jak się okazało biznes UFO okazał się bardzo dochodowy i wiele osób zaczęło przyjeżdżać do Roswell by móc zobaczyć dziwne rzeczy na niebie.
              Następnym ciekawym zjawiskiem, które wzbudza wiele kontrowersji jest telekineza. Telekineza jest do zdolność poruszania przedmiotów za pomocą woli. Telekineza wywodzi się z dalekiego wschodu. Wiele osób uważna, że to jest oszustwo, jednak powstają nawet specjalne szkoły, gdzie uczy się tej jak przedziwnej umiejętności. Sami możemy sobie wyobrazić jak by zmieniło się nasze życie, gdybyśmy posiadali tę umiejętność.

Artykuł pochodzi z serwisu www.autosport.media.pl

UFO w Polsce i na świecie

Ufo w Polsce i na świecie

              Ufo wzbudza bardzo wiele kontrowersji. Czy ufo istnieje naprawdę? Jeżeli tak, dlaczego się nie ujawnia

              Ufo w Polsce jak i na świecie wzbudza wiele kontrowersji i informacje na temat dziwnych obiektów pochodzą już ze średniowiecza. Istnieje bardzo dużo galaktyk, więc czy na pewno na każdej nie ma życia? No było by to bardzo dziwne i wręcz nie prawdziwe, jednak nie wiemy jak ta inteligencja może wyglądać i czy w ogóle jest inteligentna.

               Obecnie żyjemy w czasach, gdzie technika jest bardzo mocno rozwinięta i tak naprawdę możemy wiele rzeczy sfałszować poprzez obróbkę komputerową. Kiedyś to nie było możliwe do wykonana. Podobnie jak wojsko posiada sprzęt, który może nam się wydawać nie z tego świata i jest podobny jak z filmów s-f, jednak właśnie do tego zmierzamy i w tym kierunku idzie świat.

              Największą zagadką i największym osiągnięciem w dziedzinie UFO wydaję się katastrofa lotnicza jaka wystąpiła w miejscowości Roswell, gdzie to blisko 50 lat temu rozbił się dziwny obiekt. Rolnicy z tutejszych pul szybko poszli zobaczyć co się stało i zobaczyli dziwny obiekt i jak stwierdzili nie mógł on pochodzić z naszej ziemi. Wojsko szybko otoczyło teren i odciągała gapiów. Zabrała cały sprzęt i ukrywała prawdę przez 10 lat co tam się wydarzyło. Po 10 latach przyznało się do tego, że w tamtym rejonie prowadziło szkolenia wojskowe i był to obiekt wojskowy, jednak wiele ludzi nie uwierzyło w tą informację i było pewnych, że ten obiekt nie pochodził z naszej planety. Jak się później okazało stało się to dobrym interesem, gdyż wiele osób zaczęło zarabiać duże pieniądze na turystyce, a Roswell stało się tak jakby stolicą o UFO i co roku przyjeżdżają miliony turystów z całego świata.

              Podsumowując na koniec UFO jest na pewno tematem tabu i chociaż każdy go rozumie inaczej. To warto jest nie ulegać emocją i zastanowić się tak naprawdę czy informacje, które czytamy czy też oglądamy są prawdziwe.

--
Stopka


Artykuł pochodzi z serwisu artykuly.com.pl - Twojego źródła artykułów do przedruku.

JFK

John Fitzgerald Kennedy

Autorem artykułu jest Krzysiek K.

              John Fitzgerald Kennedy (ur. 29 maja 1917 w Brooklynie, zm. 22 listopada 1963 w Dallas) - nazywany "John F. Kennedy", "JFK" lub "Jack Kennedy", 35. i jedyny katolicki prezydent Stanów Zjednoczonych. Człowiek Roku 1961 wg tygodnika Time.

              Syn Josepha Patricka Kennedyego, Sr. i Rose Fitzgerald (bogatej, irlandzkiej rodziny) urodzony w miasteczku Brookline, w stanie Massachusetts. Uczęszczał do wielu szkół, m.in. do: Edward Devotion School, Dexter School w Bostonie, Canterbury School, Choate Rosemary Hall w Wallingford, w stanie Connecticut - specjalnej szkoły dla chłopców. 25 sierpnia 1935 popłynął wraz z rodzicami i siostrą Kathleen do Londynu w starej Anglii. Studiował kierunek polityki (powiązanej z ekonomią). Po powrocie do Stanów Zjednoczonych studiował w Princeton University w New Jersey i Harvard College.

Służba wojskowa
              John Fitzgerald Kennedy, 1942 rok. Wiosną 1941 powołany do US Navy. Po licznych zmianach służył najpierw w Panamie, a potem na Pacyfiku w randze podporucznika. 2 sierpnia 1943 kuter torpedowy, którym dowodził, (numer burtowy PT-109) niedaleko Nowej Georgii (Wyspy Salomona) został staranowany przez japoński niszczyciel "Amagiri". W wyniku kolizji drewniany kuter przełamał się na pół i zatonął (w maju 2002 ekspedycja poszukiwawcza National Geographic Society odnalazła w pobliżu Wysp Salomona wrak kutra PT-109 nazwany potem imieniem Johna F. Kennedyego). Z 13 osobowej załogi zginęło dwóch marynarzy, Kennedy przeżył (odznaczył się ratując członków załogi w tym jednego poważnie poparzonego), chociaż sam odniósł poważny uraz kręgosłupa, który o mało nie zaprzepaścił jego późniejszej kariery politycznej.

Wczesna kariera polityczna
              Początkowo karierę polityczną miał rozwijać starszy (o wiele popularniejszy) brat Joseph Patrick Kennedy, Jr. Jednak wydarzenia z 12 sierpnia 1944 ostatecznie przekreśliły te plany, bo zginął w katastrofie lotniczej (co miało być początkiem "klątwy" na członkach rodziny Kennedy). Wtedy John F. Kennedy, początkowo kongresman, a następnie senator z rodzinnego okręgu Massachusetts w latach 1947-1960, aktywnie uczestniczył w polityce wewnętrznej (bez większego wpływu na politykę międzynarodową) zakończonej później prezydenturą.

Małżeństwo i rodzina
              W Senacie miał opinię "wiecznego kawalera i podrywacza". Na mającym ponad 30 lat senatorze zaczęła ciążyć presja, głównie ze strony ojca Josepha. Despotyczny patriarcha rodu chciał wysunąć syna jako kandydata w wyborach prezydenckich, ale uważał, że jego kawalerstwo i bezdzietność może poważnie zaprzepaścić tę jedyną szansę. 12 września 1953 poślubił młodszą o 12 lat dziennikarkę, Jacqueline Lee Bouvier. Jednak nie zaprzestał romansów, co bardzo raniło i upokarzało jego żonę (JFK nie krył swoich flirtów i robił to nawet w jej obecności). Dwa lata po ślubie "Jackie" zaszła w ciążę, ale poroniła. W 1956 pojawiły się pogłoski o separacji, jednak ambitny, katolicki senator nie mógł pozwolić sobie na rozwód. Dzieci to: - Arabella Kennedy (1956, ur. martwa)
- Caroline Bouvier Kennedy (ur. 27 listopada 1957) i mąż Edwin Schloosberg (2 córki i syn)
- John Fitzgerald Kennedy, Jr. (25 listopada 1960-1999, zginął w wypadku lotniczym)
- Patrick Bouvier Kennedy (1963, zmarł dwa dni po narodzeniu)

Książka
              W 1957 napisał (chociaż uważa się, że to żona Jacqueline - zbierała materiały w wielu bibliotekach - oraz kilku historyków, prawdopodobnie konsultantów) książkę zatytułowaną "Profiles in Courage" przedstawiającą losy kilku polityków uznanych za bohaterów, a byli to:
- John Quincy Adams - senator z Massachusetts, 6. prezydent Stanów Zjednoczonych
- Daniel Webster - senator z Massachusetts
- Thomas Hart Benton
- Sam Houston
- Edmund G. Ross
- Lucius Lamar
- George Norris
- Robert A. Taft

Dążenia do prezydentury
- W 1960 zadeklarował starania o prezydenturę. Przy pomocy kilku senatorów (m.in. Lyndona B. Johnsona) rozpoczął kampanię wyborczą. Jego najważniejszym rywalem był kandydat z ramienia Partii Republikańskiej Richard Nixon - polityk konserwatywny, protestant.
- 13 lipca 1960 oficjalnie mianowany kandydatem na prezydenta z ramienia Partii Demokratycznej (głównym problemem głowy państwa były wojny prowadzone w Afryce, Azji (koloniach europejskich) oraz komunizm coraz bardziej rozprzestrzeniający się w krajach zachodnich. Głównymi wrogami byli Nikita Chruszczow (przywódca ZSRR) i Fidel Castro (dyktator Kuby), który w owym czasie dopiero dochodził do pełnej władzy).
- 26 września 1960 odbyła się pierwsza w historii telewizyjna debata prezydencka między kandydatami: Johnem F. Kennedym i Richardem Nixonem.
- 20 stycznia 1961 zaprzysiężony na 35 prezydenta USA, wtedy też wypowiedział słynne słowa: "Nie pytaj, co twój kraj może zrobić dla ciebie, zapytaj, co ty możesz zrobić dla swojego kraju" (ang. Ask not what your country can do for you, ask what you can do for your country).

Prezydent Stanów Zjednoczonych
- Jako prezydent powołał Korpus Pokoju. Jego zdecydowana postawa przesądziła również o działaniach w stosunku do ZSRR. Dzięki jego zabiegom Chruszczow wycofał rakiety z Kuby i tym samym zażegnał wybuch III wojny świat. Nie wszystkie posunięcia prezydenta były tak dobrze przemyślane. 17 kwietnia 1961 rozpoczął się desant emigrantów kubańskich w Zatoce Świń. Inwazja się nie powiodła i Kennedy musiał przyznać się do porażki. W swym przemówieniu zapewnił jednak, że Ameryka będzie robić wszystko, by "flaga Stanów Zjednoczonych została wbita na terytoriach kubańskich". Natomiast Fidel Castro dwa dni później oficjalnie ogłosił, że "Amerykanie nie zdobędą Kuby". Prowadził również wojnę w Wietnamie. Za jego prezydentury wysłano 18.000 żołnierzy do Wietnamu Południowego. Podczas rządów Kennedyego prowadzono radioaktywne testy nuklearne (potrzebne do zbudowania bomby wodorowej). Oficjalnie miały one służyć wyłącznie do celów obronnych, w razie zbudowania tej śmiercionośnej broni przez Związek Radziecki. W latach sześćdziesiątych prowadzono również badania kosmiczne, w większości finansowane przez rząd. Jesienią 1962 sprawą zajął się uniwersytet Rice, który w kilka lat miał zbudować odpowiedni statek kosmiczny. Mimo prężnie prowadzonych prac Kennedy nigdy nie zobaczył efektów swych działań - zginął 6 lat wcześniej. Dopiero 20 lipca 1969 w sześć lat po śmierci Kennedyego, zbudowany za 22 miliardy dolarów, Apollo 11, wylądował na Księżycu i dwóch Amerykanów: Neil Armstrong i Buzz Aldrin było pierwszymi ludźmi na Srebrnym Globie.
- 26 czerwca 1963 odbył podróż do Berlina Zachodniego. Tam, w celu głośnego skrytykowania komunizmu panującego w Europie Wschodniej wygłosił słynną mowę, w czasie której padły słowa: "Ich bin ein Berliner" (pol. "Jestem berlińczykiem").

Zamach i śmierć
- 22 listopada 1963 rozpoczynając swoją kampanię wyborczą udał się wraz z żoną Jackie do Dallas, w stanie Teksas. Niefortunny wybór okazał się tragiczny dla 46-letniego prezydenta. Podczas przejazdu limuzyną marki Lincoln trafiony trzykrotnie zmarł punktualnie o 13:00 w Parkland Hospital w Dallas (niektóre źródła jednak podają, że nie żył już w kilka chwil po strzałach), pochowany na Narodowym Cmentarzu w Arlington). Z analizy amatorskiego filmu nakręconego podczas zamachu wynika, że w jego stronę oddano trzy strzały. Późniejsze analizy policyjnej ścieżki dźwiękowej - nagranej osobno od filmu - twierdzą, że strzałów było cztery - jeden oddany prawdopodobnie z broni większego kalibru, który próbowano zsynchronizować ze strzałami Oswalda (technika stosowana przez zawodowych snajperów). Domniemany zabójca Lee Harvey Oswald radziecki szpieg zaprzyjaźniony z kubańskimi politykami i zabójcami był albo "kozłem ofiarnym" albo "mordercą". Jednak tzw. Komisja Warrena (powołana przez następcę Kennedyego, Lyndona Johnsona) orzekła, iż działał on sam. Dziś raport komisji jest powszechnie kwestionowany. Na temat śmierci prezydenta powstało wiele, nieraz kompletnie niedorzecznych, teorii spiskowych, niemniej jednak ilość wątpliwości oraz różnych tajemniczych zdarzeń przed i po zamachu (w tym śmierć Oswalda z ręki gangstera Jacka Rubyego dwa dni po zamachu oraz liczne zgony innych osób wmieszanych w sprawę) zdają się dowodzić, iż faktycznie istniał spisek na życie Kennedyego. Wielokrotnie wskazywano też na różne uchybienia popełnione podczas śledztwa. Wspomniany film oraz ekspertyzy balistyczne potwierdzają, że trafiła go kula wystrzelona z przodu (komisja Warrena stwierdziła iż wszystkie strzały padły z tyłu, ze składnicy książek w której pracował Oswald). Gdyby tak było, to podważałoby to tezę o samotnym zamachowcu i obalało cały raport komisji Warrena (zresztą w latach 70. komisja Kongresu stwierdziła iż najprawdopodobniej zamachowców było dwóch). Wiele wskazuje, iż w tą śmierć mogły być zamieszane osoby z najwyższych kręgów władzy, a także CIA. Najczęściej przedstawiane są następujące hipotezy:
- Udział w spisku centralnych organów władzy
- Udział w spisku pewnych kręgów politycznych oraz ludzi związanych z przemysłem wojskowym za to, że nie chciał zaangażowania USA w Wietnamie (wojna zaś oznaczała duże zyski sektora zbrojeniowego)
- Udział w spisku kręgów biznesowych (banknoty są drukowane przez prywatny System Rezerwy Federalnej USA) za to, że chciał przywrócenia prawa do emisji dolara amerykańskiego dla rządu USA
- Udział w spisku komunistycznych służb specjalnych ZSRR lub Kuby za kryzys kubański (późniejsze próby tuszowania prawdy o nim przez władze USA wynikałyby z niechęci do wywołania wojny między mocarstwami, gdyby prawda ta wyszła na jaw)
- Udział w spisku kubańskich emigrantów za to, że nie obalił Fidela Castro podczas kryzysu kubańskiego
- Udział w spisku amerykańskiej mafii, której wraz bratem Robertem wydał wojnę
- Udział w spisku rasistów z Ku-Klux-Klanu za to, że popierał dążenia ludności murzyńskiej do zniesienia segregacji
Rozmaite teorie spiskowe na temat zamachu mogły wziąć się z faktu, iż Amerykanom trudno było uwierzyć jakoby ich "ukochany prezydent" mógł zginąć z ręki pojedynczego człowieka, który mógłby okazać się potężniejszy niż cały aparat bezpieczeństwa USA, co innego gdyby stali za nim potężni mocodawcy. Gdyby prezydenta mógł zabić samotny szaleniec oznaczałoby to, że nikt nie jest bezpieczny, łatwiej jest więc uwierzyć w tezę o spisku wpływowych osób z kręgów władzy, chociaż w 1981 prezydent Ronald Reagan omal nie zginął z ręki samotnie działającego szaleńca. Teza o samotnym mordercy nie jest więc nieprawdopodobna. Niemniej jednak wiele faktów dotyczących zamachu nie zostało wyjaśnionych i również hipoteza spisku nie może zostać z góry uznana za jedynie wytwór wybujałej fantazji, trudno bowiem zaprzeczyć dowodom naukowym, a te z dużym prawdopodobieństwem wskazują na to, iż strzelały co najmniej dwie osoby.

Źródło: Wikipedia (na licencji GNU FDL)


Artykuł pochodzi z serwisu Publikuj.org, kliknij tutaj aby go zobaczyć.

Nadmuchiwane roboty

Nadmuchiwane roboty na Marsie

Autorem artykułu jest TwojRobot.pl

              Nadmuchiwane roboty na Marsie ,Naukowcy z Aerospace skonstruowali armię napełnianych powietrzem, kulistych robotów, która w niedalekiej przyszłości może eksplorować powierzchnię Marsa oraz innych planet. "Nasze nadmuchiwane łaziki są lekkie.

Nadmuchiwane roboty na Marsie ,,Naukowcy z Aerospace skonstruowali armię napełnianych powietrzem, kulistych robotów, która w niedalekiej przyszłości może eksplorować powierzchnię Marsa oraz innych planet.

"Nasze nadmuchiwane łaziki są lekkie, potrafią pokonywać duże odległości, wykorzystują bardzo niewiele energii i będą naprawdę tanie," - powiedział Fredrik Bruhn z Aerospace, inicjator projektu. "Raz naładowane baterie pozwolą łazikowi pokonać 100 kilometrów."

              Naukowcy jako pierwsi zaproponowali formę kulistego łazika o średnicy 30 centymetrów,
który sam nadmuchuje się po lądowaniu gazem ksenonowym.
Natomiast po wypuszczeniu gazu i złożeniu, kulisty łazik zajmuje połowę miejsca potrzebnego na konwencjonalny kołowy łazik, zawierając przy tym to samo instrumentarium.
Technologia ta umożliwi wyposażenie lądowników marsjańskich NASA Spirit i Opportunity
w mini-łaziki, które posłużą do eksplorowania nowych obszarów badań.

              Bruhn jest przekonany o powodzeniu projektu, gdyż większy, choć nie nadmuchiwany,
robot kulisty zbudowany przez szwedzkie Rotundus, działa i radzi sobie świetnie.
Testowany jest przez firmę Saab pod kątem wykorzystania w ochronie i nadzorze.
"Może skutecznie patrolować duże obszary, takie jak porty, poruszać się po śniegu,
piasku, czy żwirze," - powiedział Bruhn. "Dzięki kulistemu kształtowi,
ma tylko jeden punkt styku z ziemią, co redukuje opory niemalże do zera.
Jest najefektywniejszy kształt do poruszania się po różnych, nieprzewidywalnych powierzchni."

              Konstrukcja składa się nadmuchiwanej skorupy zrobionej z poliaryletereterketonu (PEEK), bardzo wytrzymałego tworzywa sztucznego wykorzystywanego powszechnie przemyśle kosmicznym, odpornego na ekstremalnie wysokie temperatury.
Wewnątrz znajduje się metalowa oś, do której za pomocą wahadła przymocowana jest cała elektronika.
Wahadło jest elementem kluczowym, gdyż stanowi element mechanizmu napędowego.
Gdy silnik porusza wahadło do przodu, kula podąża za nim, by zrównoważyć środek ciężkości. Sterować łazikiem można dzięki poruszaniu wahadłem na boki. Kula czerpie swoją energię z cienkiej powłoki składającej się z heksagonalnych paneli słonecznych, co nadaje jej wygląd piłki nożnej.

              Mechanizm generujący ultradźwiękowe wibracje wewnątrz kuli pozwala je strząsnąć z powierzchni kurz i utrzymać ją w czystości. Czujnik atmosfery, kamery i chwytaki ukryte są wewnątrz skorupy.
Dodatkowo powłoka kuli pokryta jest elektrodami, które służą do badania własności elektrycznych, jak przewodnictwo, czy rezystancja. Po znalezieniu potencjalnie interesującego obszaru, łazik przesyła zebrane informacje drogą radiową do lądownika, albo satelity.

               Zespół Bruhna, składający się z inżynierów Uppsala University oraz NASA Jet Propulsion Laboratory, rozważa dwa scenariusze lądowania. W pierwszym, lądownik nadmuchuje i wypuszcza łaziki już będąc na powierzchni.

"Będą stanowiły znakomite uzupełnienie robotów kołowych.Podróżują z prędkością do 30 kilometrów na godzinę po piaszczystych, czy twardych powierzchniach, dostarczają naukowcom o wiele więcej informacji," - powiedział Bruhn.

              Drugi scenariusz przewiduje, że łaziki zostaną nadmuchane jeszcze na orbicie Marsa
i wystrzelone w atmosferę.

źródło: twojrobot.pl



Artykuł pochodzi z serwisu Publikuj.org, kliknij tutaj aby go zobaczyć.

Sputnik kontra Explorer

Wyścig do gwiazd, cz.1 - Sputnik kontra Explorer

Autorem artykułu jest Maurycyszuran

              Stany Zjednoczone i Związek Radziecki po drugiej wojnie światowej zachowywały się wobec siebie jak dwa stroszące ogony pawie. Przepychanki miały miejsce również w branży lotniczej - której badania nad możliwościami podróży w kosmos stały się polem zaciętej rywalizacji. Stawką był honor.

              Obecnie branża lotnicza korzysta z osiągnięć naukowców z NASA - pośrednio dzięki nim mamy do dyspozycji bezpieczne tanie linie lotnicze, a każdy z nas bilety lotnicze może kupić dosłownie w jednej chwili. Jednak wydaje się, że "tanie latanie" i inne korzyści uzyskaliśmy zupełnie przypadkowo. Nie sposób przecenić znaczenia podboju kosmosu dla branży lotniczej, choć można kwestionować motywy, które pierwotnie stały za tymi niezwykłymi osiągnięciami.

              Termin "wyścig do gwiazd", czy też "wyścig kosmiczny", odnosi się do działań prowadzonych przez rządy USA i ZSRR w latach 1957 - 1975. Ich celem było poczynienie jak najszybszych i jak najbardziej znaczących postępów w podboju kosmosu. Motywacją uczestniczących w rywalizacji krajów stała się chęć udowodnienia wyższości nad przeciwnikiem.

              Początków "wyścigu do gwiazd" mozna jednak upatrywać jeszcze wcześniej - w działaniach III Rzeszy. Nazistowscy naukowcy rozwinęli bowiem technologię pocisków dalekiego zasięgu, której przejęcie przez siły amerykańskie i rosyjskie dało podwaliny pod konstrukcję pojazdów poruszających się się w przestrzeni kosmicznej.

              Początkiem rywalizacji stały się oświadczenia. Zarówno USA, jak i ZSRR ogłosiły w połowie lat 50., że zamierzają jeszcze przed końcem dekady umieścić na orbicie swoje satelity. Razem z chęciami przyszły obawy: czy obiekt okrążający Ziemię nie będzie naruszał przestrzeni powietrznej, dając wymówkę drugiej stronie do zaatakowania? Strony doszły jednak do wniosku, że przestrzeń danego kraju nie rozciąga się poza ziemską atmosferę, toteż prace ruszyły pełną parą.

              Pierwsze zwycięstwo w kosmicznym wyścigu należało do Rosjan, to oni bowiem umieścili na orbicie swojego satelitę Sputnik 1 na długo przed Amerykanami. W efekcie prezydent Eisenhower kazał przyspieszyć prace i już wkrótce USA podjęły próbę wystrzelenia własnego satelity. Próba była transmitowana na żywo i okazała się ogromną porażką. Wskutek usterki satelita Vanguard TV3 pozostał na powierzchni ziemi. Dopiero w cztery miesiące później kolejna próba - tym razem z satelitą Explorer 1 - zakończyła się sukcesem. Ale to był dopiero początek wyścigu...

Ciąg dalszy nastąpi


Artykuł pochodzi z serwisu Publikuj.org, kliknij tutaj aby go zobaczyć.

Azja w kosmosie

Azja w kosmosie

Autorem artykułu jest Anna Nowak

              NASA to najbardziej znana na świecie agencja kosmiczna - to wiedzą wszyscy. Jednak stosunkowo niewiele osób zdaje sobie sprawę, że nie stanowi ona jedynego przedsięwzięcia tego typu.

             Swoją agencję mają również Rosjanie i Francuzi, a od niedawna poważnym graczem na polu eksploracji kosmosu stali się także Chińczycy.

              Czy chodzi o wakacje w nietypowym miejscu, o wyprawy mające znaczenie dla biznesu lub dla nauki - eksploracja kosmosu otwiera przed ludzkością wiele ciekawych perspektyw. Wiedzą o tym wszyscy, ale tylko bogate i wpływowe kraje mogą włączyć się do wyścigu do gwiazd.

              Chiny ogłosiły swój program kosmiczny juz w 1956 r. Pierwszym celem azjatyckich komunistów stało się umieszczenie na orbicie okołoziemskiej sztucznego satelity. Wszystko miało odbywać się we współpracy z ZSRR, lecz rozłam tych dwóch państw uniemożliwił wykonanie planu na czas.
              Choć osiągnięcie tego celu zaplanowano na 1959 r., to pierwszy chiński satelita został pomyślnie wystrzelony w kosmos dopiero w roku 1970. Wówczas trudno przestały się piętrzyć i do dziś Chińska Republika Ludowa zdołała umieścić na orbicie ziemskiej ponad trzydzieści satelitów.

              Program lotów załogowych - zwany Shenzhou - został uruchomiony stosunkowo późno, bo dopiero w 1992 r. Zarówno ludność Chin, jak i światowi obserwatorzy nie zareagowali na niego z entuzjazmem. Pojawiły się głosy, że Chiny mają ważniejsze priorytety niż eksploracja przestrzeni kosmicznej - pieniądze można było spożytkowa o wiele lepiej niż na trudne i z pewnością nie tanie loty.
              Chińczycy jednak nie poddają się - wysłali już w kosmos swoich astronautów, a już wkrótce zamierza także wystrzelić ich na Księżyc. Znaczenie tego sukcesu jednak zblednie, jeśli Azjatom powiedzie się kolejny plan, czyli eksploracja Marsa. Loty bezzałogowe zaczną się odbywać w ciągu najbliższych pięciu lat, zaś pierwsza ekipa powinna wylądować na Czerwonej Planecie już w 2040 r.

              Chińczycy są niewątpliwie ambitni. Posiadają również środki na realizację swoich planów, dzięki czemu na polu eksploracji kosmosu tworzy się coraz większa konkurencja. Co to oznacza dla przeciętnego obywatela któregokolwiek z krajów? Być może to, że za kilkanaście lat będzie mógł spędzić wczasy na Księżycu. Przygotujcie swoje kosmiczne skafandry - przyszłość nadchodzi!



Artykuł pochodzi z serwisu Publikuj.org, kliknij tutaj aby go zobaczyć.

Kosmos - ostatnia granica

Przekroczyć ostatnią granicę

Autorem artykułu jest Anna Nowak

              "Kosmos - ostatnia granica" - takimi słowami zaczynał się jeden z najpopularniejszych seriali science-fiction wszech czasów, czyli "Star Trek".Choć jest w nim trochę sporego ładunku banału i kiczu, nie ulega wątpliwości ze sformułowanie to ma sens.

Kiedy staniemy się zdolni do podróży międzygwiezdnych, już nic nie będzie nas ograniczało.

              Loty w kosmos w społeczeństwie Zachodu - jak również w większości innych cywilizacji świata - kojarzą się przede wszystkim z akronimem NASA. Niemal wszyscy wiedzą, że jest to "agencja kosmiczna", mająca siedzibę w Stanach Zjednoczonych i zajmująca się badaniami kosmosu. Niewielu zna jednak jej historię czy prawdziwy cel.

              NASA to inaczej National Aeronautics and Space Administration, czyli Narodowa Agencja Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej - rządowa agencja USA utworzona w 1958 r. Jest ona odpowiedzialna za badanie kosmosu - zarówno w celach cywilnych, jak i wojskowych. Znaczenie NASA było szczególnie duże u początków jej istnienia, gdy trwał wyścig zbrojeń między USA a ZSRR. Wtedy to osiągi na polu eksploracji kosmosu miały znaczenie propagandowe. Przegrywający na tym polu z Sowietami Amerykanie potrzebowali dużego sukcesu - i osiągnięcie go umożliwiła własnie NASA. To ona bowiem wysłała pierwszych ludzi na księżyc. Stało się to w roku 1969. Od tamtej pory odbyto kilkadziesiąt lotów w przestrzeń kosmiczną - zawsze w celach badawczych. Wyprawy pozwoliły nam poznać warunki panujące w kosmosie, a w szerszej perspektywie - przybliżyły perspektywę eksploracji innych planet, np. w celach pozyskiwania surowców.

              Loty kosmiczne nie muszą być jednak wyłącznie wyprawami badawczo-naukowymi czy biznesowymi. Mars, a nawet odległe galaktyki są przecież ciekawym miejscem, w którym można by spędzić wczasy. Turyści mogą się wybrać w kosmos już dziś, lecz muszą mieć na uwadze, że nie będzie to tanie latanie. Miejsce pasażerskie w rakiecie NASA czy innej agencji kosmicznej kosztuje ponad milion dolarów - i jak dotąd na przyjemność zobaczenia naszej planety z oddali pozwoliło sobie tylko kilka osób. Jednak trwają prace nad budowa tzw. "samolotów kosmicznych", tzn. takich, które mogłyby przebić się przez atmosferę, nadal służąc jako środki transportu między dwoma miejscami na Ziemi.

              Marzenie fanów "Star Treka" z pewnością się ziści - jest to jedynie kwestia czasu. Poziom naszej technologii wciąż rośnie, a przecież już teraz jest możliwe zabieranie turystów na pokład promów kosmicznych. Koszty nadal są duże, lecz postęp technologiczny powinien skutecznie zmniejszyć go w ciągu najbliższych dziesięcioleci.


Artykuł pochodzi z serwisu Publikuj.org, kliknij tutaj aby go zobaczyć.

Kosmiczny rower

Spacebike?

Autorem artykułu jest Martaqlik

              "Kosmiczny rower" pomoże astronautom zwalczyć dolegliwości zdrowotne i zachować formę podczas pobytu w przestrzeni. Będą oni mogli nawet wziąć wirtualny udział w Tour de France.

              Uczeni z Uniwersytetu Kalifornii stworzyli "kosmiczny rower". Przeznaczony dla astronautów sprzęt pomoże zapobiegać problemom zdrowotnym, związanym z pobytem w przestrzeni kosmicznej i brakiem grawitacji. W takich warunkach zanik mięśni czy kości, obniżenie się wydolności układu krążenia następują stosunkowo szybko.
              Model stworzony dla kosmonautów można porównać do wirówki. Przypomina on kręcące się koło. Rowerzystów jest dwóch - siadają naprzeciw siebie i pedałując, wprawiają się w ruch wirowy wokół osi. Powstająca podczas wirowania siła odśrodkowa wciska ich w siedzenia, naśladując efekt siły ciążenia.
              Zasada działania roweru kosmicznego opiera się na zasadzie dynamiki, według której każda akcja wywołuje reakcję. Rower wyposażony jest w system antywibracyjny, który nie pozwala na przenoszenie drgań powstających podczas ćwiczeń na strukturę statku kosmicznego.
Od momentu wysłania człowieka na Księżyc uczeni NASA pracowali nad urządzeniem, umożliwiającym utrzymać kondycję kosmonautów w przestrzeni. Próbowano do tego celu dostosować bieżnię czy rower do ćwiczeń.
              Zabranie roweru w kosmos wydawałoby się proste. "Działanie tradycyjnego roweru na stacji kosmicznej uniemożliwiał jednak brak grawitacji" - stwierdził specjalista Vince Caiozzo.
Pomysł stworzenia kosmicznego roweru, działającego nawet w warunkach braku grawitacji narodził się na początku lat 90. i pochodzi od chirurga-ortopedy, dr Arta Kreitenberga.
              Prototyp urządzenia projektu Kreitenberga powstał w fabryce rowerów górskich Cook Bros. Nazwano go Millenium Falcon. Rowerzysta zajmuje w nim pozycję horyzontalną. Testujący model członkowie kalifornijskiego klubu rowerowego stwierdzili, że jazda na nim jest wiele cięższa, niż na tradycyjnym, i może wywoływać nudności.



Artykuł pochodzi z serwisu Publikuj.org, kliknij tutaj aby go zobaczyć.

sobota, 26 listopada 2011

Odkryto najstarszy pochówek

Odkryto najstarszy mezoamerykański pochówek w piramidzie

Autorem artykułu jest Prekolumbijskie.pl

              Zespół naukowców odkrył w strefie archeologicznej Chiapa de Coro, wewnątrz piramidy, grobowiec wysokiej rangi dostojnika, który jak się okazuje może być najwcześniejszym odkrytym do tej pory pochówkiem tego typu w Mezoameryce. Wstępne analizy datują go na około 2700 lat!

              Zespół naukowców odkrył w strefie archeologicznej Chiapa de Coro, wewnątrz piramidy, grobowiec wysokiej rangi dostojnika, który jak się okazuje może być najwcześniejszym odkrytym do tej pory pochówkiem tego typu w Mezoameryce. Wstępne analizy datują go na około 2700 lat! Wewnątrz grobowca znaleziono szczątki kostne czterech osób, gdzie dwie z nich pochowane zostały wraz z perłowymi i jadeitowymi koralikami. Wyposażono je także w inne cenne przedmioty, podobne do tych odnalezionych w pobliskim, powiązanym stanowisku Zoque. Według naukowców, sprawą priorytetową jest teraz odnalezienie podobieństw rozwoju kulturowego jakie łączyły plemiona Majów oraz Olmeków. Obydwie bowiem kultury miały zwyczaj wykorzystywania wnętrza piramid jako grobowca. Jak wykazano, był to zwyczaj wcześniejszy niż przypuszczano. Chiapa de Corzo Archeological Project jest prowadzony przez specjalistów z National Institute of Archeology and History (INAH), Brigham Young University (BYU) oraz z Center for Maya Studies działającej przy Psychological Investigations of the National University of Mexico (UNAM). Meksykański Rząd Federalny wspólnie z INAH jest współorganizatorem tych badań, podobnie jak BYU, New World Archeological Foundation, National Geographic Society, J.William Fulbright-Garcia Robles Comission czy prywatni darczyńcy. Wstępna data odnalezionych przedmiotów ceramicznych szacowana jest na średni okres klasyczny, od około 700 do 500 roku p. n. e. Potwierdzają to badania DNA oraz analiza węgla 14 i strontu.
              Odkrycia Główna komora grobowca wraz z dodatkowym skrzydłem, znajduje się w najwcześniej wykonanej części Kopca nr 11. Szacuje się, że piramida ta mogła mieć 6 bądź 7 metrów wysokości, gliniane schody oraz umiejscowioną na szczycie świątynię. Poszczególne grobowce miały wymiary 4 na 3 metry i znajdowały się 7 metrów w głąb kopca. Umieszczone w nich były szczątki trzech osób: wysoko postawionego dostojnika w wieku około 50ciu lat w chwili śmierci, rocznego chłopca umiejscowionego u boku dostojnika, a także młodego mężczyzny, którego ułożenie ciała może wskazywać na to, że został wrzucony do grobowca jako część ofiary. Główna postać została umieszczona w grobie w postawie leżącej z głową zwróconą w kierunku północnym. Jego usta oraz zęby pokryte były jadeitową inkrustacją. Archeolodzy Bruce Bachand, Emiliano Gallage oraz Lynneth Lowe zwrócili uwagę na bogate zdobnictwo szat zmarłego, który ubrany był w sznurki składające się z ponad 1000 jadeitowych koralików, przepaskę z licznymi, małymi perełkami, jadeitowe ozdoby do uszu o różnych kształtach, a także małe łyżeczki w stylu olmeckim, bransolety na kostkach i kolanach. Wyposażony był także w maskę z zielonymi oczami wykonaną z obsydianu, pirytowe lusterko oraz 15 stateczków z czarno-szarą lub czarno-białą ornamentyką i bogatym zdobnictwem. W sąsiedniej komnacie znaleziono szkielet kobiety. Ona również miała zdobienia na ustach oraz zębach. Jej ciało ułożone było w pozycji leżącej skierowanej na wschód. Ubrana była w łańcuchy z jadeitu oraz pereł. W uszach znajdowały się ozdoby w kształcie małpek oraz ptaków. Dodatkowo grobowiec wyposażony był w dwa statki, lustro pirytowe, bursztynowe paciorki, a na klatce piersiowej umieszczony był naszyjnik z kolców. Archeolog Gallaga wspomniał, że podobne bursztynowe zdobienia są niezwykle rzadkie a odnaleziony grobowiec jest jednym z najwcześniejszych w którym je wykorzystano. Potwierdza to również, że zwyczaj ten musiał być znany już kilka wieków wcześniej.
              Piramidy jako centra pogrzebowe Emiliano Gallaga, dyrektor Chiapas INAH Center, Bruce Bachand z BYU oraz Lynneth Lowe z UNAM uważają, że odkrycia potwierdzają, iż mezoamerykańska tradycja wykorzystywania piramid jako grobowców jest o wiele starsza niż przypuszczano. Nie był to także, jak sądzono, zwyczaj występujący wyłącznie na terytorium majańskim. "Już tysiące lat przed Majami sytuowano królewskie grobowce w piramidach. Na terytorium Chiapa de Corzo grobowce takie wykorzystywano do pochówków bardzo ważnych postaci." Różnorodność elementów zdobniczych wskazuje również na możliwość wymiany cennych przedmiotów pomiędzy narodami z okolic Chiapas oraz terytoriów odleglejszych, jak chociażby z Doliny Meksyku, Zatoki Meksykańska, Doliny Montagui czy Gwatemali gdzie znajdowały się najwcześniejsze i najbogatsze pokłady jadeitu. Podobieństwa pomiędzy tym grobowcem oraz grobowcem odkrytym w 1940 roku w La Venta (terytorium Tabasco) potwierdzają, iż regiony te utrzymywały ze sobą kontakt w średnim okresie preklasycznym. Archeolodzy są zdania, że tereny Chiapa de Corzo były zasiedlane około 1200 roku przed n.e., tak jak terytoria olmeckie. "Oczywiście, grobowiec ten wykazuje podobieństwa do analogicznych budowli znajdujących się na ziemiach olmeckich, zwłaszcza z La Venty. Niektóre elementy ukazują, że pomiędzy przywódcami miast istniały pewne różnice, jednak potwierdzić to musiałyby dokładne analizy zwyczajów z Chiapas de Corzo".
Tłumaczyła: Joanna Pastuszak
Źródło: http://www.artdaily.com/index.asp?int_sec=11&int_new=38119


Artykuł pochodzi z serwisu Publikuj.org, kliknij tutaj aby go zobaczyć.

Gwiezdna drużyna

Gwiezdna drużyna. Życie i śmierć Jurija Gagarina

Autorem artykułu jest ARBOvision

              "Ziemia jest niebieska" - przejętym głosem meldował 12 kwietnia 1961 roku do kontroli lotów podczas wyprawy, która zapewniła mu miejsce w historii. Siedem lat później już nie żył. 8 grudnia o godzinie 21:30 kanał dokumentalny PLANETE wyemituje filmową opowieść o barwnej karierze pierwszego człowieka w kosmosie Jurija Gagarina.

              Jurij Aleksiejewicz Gagarin urodził się w 1934 roku w Kłuszynie, małej wiosce w obwodzie smoleńskim. Już jako dziecko w trakcie mrocznych dni II wojny światowej (dwoje starszego rodzeństwa wywieziono na przymusowe roboty w głąb Rzeszy, skąd nigdy nie wrócili), spoglądał w niebo, snując fantazje o sięgnięciu gwiazd. Na początku lat 50. wstąpił do aeroklubu, potem ukończył szkołę lotniczą w Orenburgu i Akademię Techniczną Lotnictwa w Moskwie, aby pod koniec dekady zasiąść za sterami wojskowych MiG-ów.



              Wielkie marzenie o locie w kosmos stało się całkiem realne, gdy w styczniu 1960 roku Gagarin, wówczas starszy porucznik lotnictwa, znalazł się w składzie elitarnej grupy WWS 1 - dwudziestoosobowego zespołu, z którego wyłonieni mieli zostać przyszli astronauci. Wyróżniał się wśród nich opanowaniem, profesjonalizmem oraz wytrzymałością fizyczną, której dowiódł w toku niezliczonych testów. Nadzorujący programem kosmicznym Wostok inżynier Siergiej Korolow zwrócił uwagę na młodego pilota i wkrótce grono dwudziestu kandydatów do lotu zawęziło się do dwóch - Gagarina i Hermana Titowa.

              Jeszcze na kilka dni przed planowanym startem misji nie wiadomo było, który z lotników pofrunie w kosmos. Po konsultacji z samym Nikitą Chruszczowem Korolow postawił na Gagarina. Wyniki testów stawiały go na równi z Titowem, ale jako bardziej odporny psychicznie i... niższy (mierzył zaledwie 157 cm wzrostu) wydał się lepszym pilotem dla statku Wostok 1.

              Lot Gagarina, trwające niecałe dwie godziny okrążenie Ziemi, zapewniło skromnemu mężczyźnie z wioski pod Smoleńskiem status bohatera Związku Radzieckiego i miano pierwszego człowieka w kosmosie. Mógł się jednak cieszyć nimi jedynie przez kolejnych siedem lat. 27 marca 1968 roku Gagarin zginął w katastrofie samolotu treningowego, w wypadku, którego okoliczności do dziś pozostają niewyjaśnione.

              Ostatni odcinek serialu "Gwiezdna drużyna" w całości poświęcony jest Jurijowi Gagarinowi. Autorzy cyklu postanowili przyjrzeć się przebiegowi kariery słynnego astronauty oraz tajemniczym okolicznościom jego śmierci.

GWIEZDNA DRUŻYNA. Życie i śmierć Jurija Gagarina
("Star Squadron")
film dokumentalny
Rosja, 2005, 39 min.
najbliższe emisje
8.12, śr, godz. 21.30, odc. 6-ost.


Artykuł pochodzi z serwisu Publikuj.org, kliknij tutaj aby go zobaczyć.

Przyszłość ludzkości

Niepewna przyszłość ludzkości

              Przyszłość od zawsze fascynowała człowieka. Zajmowali się nią wielcy badacze, filozofowie, astronomowie czy wreszcie ezoterycy oraz wróżbici. Bardzo wiele uwagi kwestii tej poświęca także niejedna religia.

              Przyszłość od zawsze fascynowała człowieka. Zajmowali się nią wielcy badacze, filozofowie, astronomowie czy wreszcie ezoterycy oraz wróżbici. Bardzo wiele uwagi kwestii tej poświęca także niejedna religia. Formułowane przez setki lat przekazy nie dawały niestety jasnej odpowiedzi na pytanie o to, co stanie się za kilkadziesiąt czy może kilkaset lat. Przepowiednie oraz prognozy sprawdzały się w niewielu przypadkach. Być może głównie za sprawą zbiegu okoliczności. Przyszłości łatwo przewidzieć się nie da. Prawdopodobnie dlatego tak bardzo napawa ona ludzi niepokojem. Optymizmu nie budzą katastrofalne wręcz rokowania na 2012 rok. Zdaniem różnych autorytetów dojść może do nieprawdopodobnego wręcz zjawiska. Zjawiska, które istnienie całej ludzkości stawiać może pod znakiem zapytania. Według zapowiedzi nastąpi przebiegunowanie Ziemi. W wyniku takiej zamiany między biegunami magnetycznymi nasza planeta nie będzie w stanie chronić się przed promieniowaniem z kosmosu. Dla ludzi mieć to może tragiczne konsekwencje. Powstaje pytanie: jak traktować te pesymistyczne rokowania? Czy jest dla nas ratunek? Pozostaje nadzieja, że zapowiedzi okażą się mylne.
Zapraszamy na stronę "Operatorzy Miłości i Światła".


Artykuł pochodzi z serwisu Publikuj.org, kliknij tutaj aby go zobaczyć.

Z czego zbudowany jest wszechświat?

Potężny atom

Autorem artykułu jest kasia640

              Wszystko co nas otacza zbudowane jest z atomów. Warto zapoznać się z fascynującą historią ich odkrycia i poznać ludzi, którzy się do tego przyczynili.
              Słynny fizyk Richard Feynman stwierdził kiedyś, że gdyby zaszła potrzeba zredukowania całej historii nauki do jednego zdania, to brzmiałoby ono: "Wszystkie rzeczy są zrobione z atomów". Atomy stanowią wszystko co nas otacza, zaczynając od solidnych przedmiotów takich jak ściany, stoły i sofy, a kończąc na powietrzu. Ich ilość przekracza wszelkie wyobrażenia.
              Podstawowy układ atomów stanowi cząsteczka, zwana też molekułą. Składa się z przynajmniej dwóch atomów, ułożonych w stabilnej konfiguracji np. połączone dwa atomy wodoru i jeden tlenu to molekuła wody. Chemicy traktują molekuły, a nie atomy jako podstawowe elementy budowy materii. Na poziomie morza w temp. 0 stopni Celsjusza jeden centymetr sześcienny powietrza (czyli objętość mniej więcej kostki cukru) zawiera 45 miliardów miliardów molekuł. Krótko mówiąc atomy są bardzo liczne i rozpowszechnione.
              Są też fantastycznie trwałe. Nasze ciała są zbudowane z takiej dużej liczby atomów, a po śmierci są tak energicznie poddawane redystrybucji, że znaczna liczba atomów każdego z nas należała kiedyś do Szekspira, Buddy, Beethovena i dowolnej postaci historycznej, którą mamy ochotę wymienić. Jednak osoby te muszą pochodzić z wystarczająco odległej historii, ponieważ procesy recyklingu potrzebują kilkudziesięciu lat, aby dokonać równomiernej redystrybucji; niestety nie jesteśmy jeszcze tożsami z Elvisem Presleyem). Gdy umieramy nasze atomy rozdzielają się i znajdują sobie inne miejsca: w liściu trawy, w innej istocie ludzkiej, w kropli wody. My giniemy, ale nasze atomy są praktycznie niezniszczalne. Atomy są nie tylko trwałe, lecz także niezwykle małe. Pół miliona atomów ustawionych w rzędzie nie wystarczyłoby do pokrycia szerokości ludzkiego włosa. Rozmiarów pojedynczego atomu nie sposób sobie wyobrazić.
              Rozpowszechnienie i niezwykła trwałość atomów nie zmienia faktu, że bardzo trudno je wykryć, a jeszcze trudniej zrozumieć. Koncepcja atomowej struktury przebiła się do powszechnej świadomości dopiero w osiemnastym wieku dzięki niepozornemu i słabo wykształconemu kwakrowi o nazwisku John Dalton.
              Dalton urodził się w 1766 roku w Eaglasfield w rodzinie ubogich tkaczy. Był wyjątkowo bystrym uczniem, do tego stopnia, że w nieprawdopodobnie młodym wieku dwunastu lat kierował już lokalną szkołą. W wieku piętnastu lat podjął pracę w pobliskiej miejscowości Kendal, a dziesięć lat później przeniósł się do Manchesteru, skąd nie ruszył się prawie wcale przez pozostałe 50 lat życia. Również w Manchasterze zapracował na reputację tytana intelektu, pisząc książki i artykuły na rozmaite tematy, od meteorologii po gramatykę. Badał między innymi ślepotę barw, schorzenie, które dotknęło jego samego i które od niego nosi nazwę daltonizm. Repurację Daltona ugruntowała jednak opasła książka zatytułowana A New System of Chemical Philosophy, która ukazała się w 1808 roku.
Jeden niewielki rozdział, liczący zaledwie pięć stron (spośród 900) Dalton poświęcił atomom. Jego prosta, lecz dalekosiężna idea polegała na tym, że cała materia składa się z niezmiernie małych, niezniszczalnych cząstek. Ani sama idea atomów, ani nawet nazwa nie była nowa. Jedno i drugie stworzyli starożytni Grecy. Wkład Daltona polegał na tym, że badał on względne rozmiary i cechy atomów, a także ich związki. Wiedział na przykład, że wodór jest najlżejszym pierwiastkiem, więc przypisał mu masę atomową równą 1. Sądził również, że woda składa się z tlenu i wodoru w proporcji 7:1, więc przypisał tlenowi masę równą 7. W ten sposób zdołał ustalić względne masy znanych wówczas pierwiastków. Wyniki jego badań nie zawsze były oszałamiająco dokładnie - masa tlenu wynosi w rzeczywistości 16, a nie 7 - lecz zasada okazała się słuszna i stała się podstawą całej chemii i w ogóle całej współczesnej nauki.
              Przez ponad wiek od sformułowania przez Daltona jego teorii miała ona czysto hipotetyczny status, a całkiem spora liczna uczonych powątpiewała lub wręcz kwestionowała istnienie atomów. Pierwszego bezspornego dowodu na ich istnienie dostarczył w 1905 roku Einstein w swoim artykule na temat ruchów Browna. Artykuł nie zwrócił niczyjej uwagi, a sam Einstein niebawem zajął się czymś innym (konstruowaniem ogólnej teorii względności), więc prawdziwym bohaterem ery atomowej, jeśli nie najwybitniejszym w ogóle, został Ernest Rutherford. Urodził się w 1871 roku na farmie w Nowej Zelandii. Jego rodzice wyemigrowali ze Szkocji. Dorastając w odległym zakątku małej wyspy położonej na końcu świata, Ruthenford był najdalej, jak to tylko możliwe, od głównego nurtu nauki, lecz w 1895 roku wygrał stypendium, dzięki czemu znalazł się w Cavendish Laboratory w Cambridge, które właśnie miało stać się głównym ośrodkiem fizyki na świecie.
              Rutherford miał szczęście. Nie tylko dlatego, że był geniuszem, lecz także i z tego powodu, że w jego czasach fizyka i chemia były bardzo ekscytujące i spokrewnione. Już nigdy nie będą się tak wygodnie przekrywać. Swoje wielkie odkrycia zawdzięczał w znacznej mierze gotowości do poświęcenia wielu nudnych godzin na spoglądanie w ekran i liczenie scyntylacji (tak nazwano błyski wywoływane przez cząstki alfa) - pracy która zazwyczaj zleca się komuś innemu. Był jednym z pierwszych, a być może nawet pierwszym człowiekiem, który dostrzegł, że energia ukryta w atomie może zostać wykorzystana do zbudowania bomb o mocy wystarczającej, aby "cały ten świat poszedł z dymem".
              Na początku dwudziestego wieku było już wiadomo, że atomy są zbudowane z części – przesądziło o tym odkrycie elektronu przez J.J. Thomsona – lecz nikt nie wiedział, z ilu części, w jaki sposób te części się łączą ani jaki kształt mają atomy. Niektórzy fizycy sądzili, że mogą mieć kształt sześcianu, ponieważ sześciany można zgrabnie upakować, nie zostawiając pustej przestrzeni. Większość skłaniała się jednak do poglądu, że atom przypomina kształtem bułkę z rodzynkami lub pudding śliwkowy: gęstą, dodatnio naładowaną masę, nadziewaną ujemnymi elektronami, jak rodzynki w cieście.
              W 1909 roku Rutherford, wraz z dwoma współpracownikami, Hansem Geigerem oraz Ernestem Marsdenem, strzelali cząstkami alfa, czyli zjonizowanymi atomami helu, w cienką folię wykonaną ze złota. Ku zaskoczeniu ich wszystkich niektóre cząstki alfa odbijały się od folii. To po prostu nie mogło się zdarzyć. Według słów Rutherforda było to równie nieprawdopodobne, jakby piętnastocalowa kula armatnia odbiła się od kartki papieru. Po długim namyśle doszedł jednak do wniosku, że istnieje jedno możliwe wyjaśnienie: cząstki, które uległy odbiciu, musiały trafić w coś bardzo małego i twardego, co znajduje się w samym sercu atomu, natomiast pozostałe cząstki pędziły obok bez przeszkód. Rutherford zdał sobie sprawę, że atom stanowi w większości pustą przestrzeń, z bardzo gęstym jądrem w środku. Było to niezwykle obiecujące odkrycie, lecz wedle wszelkich praw konwencjonalnej fizyki prowadziło do konkluzji, że atomy nie powinny w ogóle istnieć.
             Świadomość, że atomy są w zasadzie puste, a poczucie twardości i sztywności większości otaczających nas przedmiotów stanowi iluzję, nawet dzisiaj jest zdumiewająca. Gdy dwa przedmioty się stykają w rzeczywistości nie dochodzi do bezpośredniego zetknięcia. Pole elektryczne ujemnie naładowanych ładunków powoduje ich wzajemne odpychanie. Gdyby nie to przedmioty przenikałyby przez siebie nienaruszone. Gdy siedzimy na krześle, w rzeczywistości nie siedzimy, lecz lewitujemy nad nim na wysokości jednego angstrema (jednej stumilionowej części centymetra), a nasze elektrony i elektrony krzesła nieugięcie odmawiają bardziej intymnego zbliżenia.
              Odkrycie Rutherforda postawiło przed fizykami wiele poważnych problemów. W szczególności, zgodnie z konwencjonalną elektrodynamiką krążący elektron powinien bardzo szybko tracić energię, zbliżając się spiralnym ruchem w kierunku jądra, aby po krótkiej chwili zderzyć się z nim, z katastrofalnymi konsekwencjami dla obu stron. Stopniowo zaczęto zdawać sobie sprawę, że w świecie atomów nie rządzą te same prawa co w świecie makroskopowym, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. „Zachowania w świecie atomów są tak odmienne od naszych zwykłych doświadczeń – stwierdził kiedyś Richard Feynman – że bardzo trudno jest się z nimi oswoić; dotyczy to zarówno nowicjuszy, jak i doświadczonych fizyków”.
              Jednym ze współpracowników Rutherforda był miły i spokojny Duńczyk o nazwisku Niels Bohr. W 1913 roku Bohr wpadł na pewien pomysł. Fizycy nie mogli na własne oczy oglądacz czegoś tak małego jak atom, więc musieli próbować odgadywać jego strukturę na podstawie zachowania atomów poddawanych rozmaitym torturom, takim jak na przykład strzelanie cząstkami alfa w złotą folię. Wyniki tych eksperymentów były niekiedy zaskakujące i zagadkowe. Jedną z takich zagadek stanowiło tak zwane widmo promieniowania wodoru. Były to diagramy wskazujące, że atomy wodoru promieniują tylko na kilku określonych długościach fal, a nigdy nie promieniują na pozostałych. Wyglądało to tak, jakby ktoś pozostający pod obserwacją pojawiał się w kilku określonych miejscach, lecz nigdy nie widziano go przemieszczającego się między nimi. Nikt nie rozumiał dlaczego tak się dzieje.
              To właśnie w trakcie rozważania tej zagadki Bohr znalazł rozwiązanie. Wysunął sugestię, że elektrony nie spadają na jądra, ponieważ mogą zajmować tylko określone orbity. Według teorii Bohra elektron przemieszczający się między orbitami znika z jednej z nich i natychmiast pojawia się na drugiej, nie zajmując przestrzeni między nimi. Ta idea – słynny „kwantowy skok” – była oczywiście całkowicie sprzeczna ze zdrowym rozsądkiem, lecz okazała się zbyt pożyteczna, aby można ją było z miejsca odrzucić. Nie tylko powstrzymywała elektrony przed opadnięciem na jądro, lecz także wyjaśniała zagadkowe zachowanie i niezrozumiałe właściwości widma promieniowania atomów wodoru. Elektrony pojawiały się tylko na określonych orbitach, ponieważ istniały tylko na określonych orbitach. Odkrycie to stanowiło przełom w fizyce i przyniosło Bohrowi Nagrodę Nobla w 1922 roku.
              Tymczasem niezmordowany Rutherford sformułował model, który wyjaśniał, dlaczego jądra atomów nie rozpadają się pod wpływem odpychania elektrycznych ładunków protonów. Rutherford rozumował w ten sposób, że elektryczne oddziaływanie protonów musi być w pewien sposób znoszone przez jakieś neutralne cząstki, które nazwał neutronami. Współpracownik Rutherforda, James Chadwick, spędził jedenaście pracowitych lat na polowanie na neutrony.
              Europejczycy zajęli się dziwnym zachowaniem elektronu. Główny problem, jaki mieli do rozwiązania polegał na tym, że elektron czasami zachowuje się jak cząstka, a czasami jak fal. Louis Victor de Broglie opublikował hipotezę, zgodnie z którą cząstki materii w pewnych sytuacjach rzeczywiście zachowują się jak fale. Ta publikacja zainspirowała Austriaka Erwina Schrödingera, który wprowadził kilka pomysłowych uzupełnień o sformułował matematyczny model zwany mechaniką falową. W tym samym czasie niemiecki fizyk Werner Heisenberg stworzył konkurencyjną teorię, zwaną mechaniką macierzową. Była ona oparta na koncepcji macierzy, która była znana tak niewielu osobom, że początkowo niemal nikt nie rozumiał w pełni implikacji nowej teorii, łącznie z samym Heisenbergiem. Teoria ta wyjaśniała jednak pewne rzeczy, których nie tłumaczyła mechanika falowa Schrödingera.
              W 1926 roku, dzięki wspólnym wysiłkom wielu wybitnych umysłów, powstała kompromisowa teoria łącząca elementy obu wyżej wymienionych i nazwana mechaniką kwantową. Wśród tych elementów była słynna zasada nieoznaczoności Heisenberga, a także założenie, że elektron jest cząstką, lecz opisywaną w kategoriach fal. Zasada nieoznaczoności stwierdza, że możemy znać trajektorię, wzdłuż której elektron w danej chwili się porusza, lub możemy znać jego aktualne położenie, lecz nie możemy znać jednego i drugiego jednocześnie. W praktyce oznacza to, że nie da się z góry przewidzieć, gdzie elektron się znajdzie w określonym momencie. Można jedynie określić prawdopodobieństwo jego różnych możliwości położeń. Jeżeli trudno się w tym wszystkim połapać to pocieszający jest fakt, że podobnie czuli się sami fizycy. Overbye pisze: „Bohr stwierdził kiedyś, że każdy, kto początkowo nie uważał mechaniki kwantowej za obrazę zdrowego rozsądku, w rzeczywistości jej nie zrozumiał”.
              Zapewne największą z kwantowych zagadek jest idea splątania wynikająca z zasady wykluczenia, sformułowanej w 1925 roku przez Wolfganga Pauliego. Pewne pary subatomowych cząstek „wiedzą” o sobie nawzajem nawet wtedy, gdy są oddalone na dowolnie duże odległości. Cząstki posiadają pewne cechy zwane spinem. Zgodnie z teorią kwantową w momencie, gdy zmierzysz spin jednej cząstki z takiej pary, spin drugiej z nich natychmiast staje się całkowicie określony i przeciwny do spinu pierwszej z nich niezależnie od tego, jak daleko od siebie cząsteczki się znajdują.
               Po początkowym okresie niepewności sprawy zaczęły rozwijać się w takim tempie i w takim kierunku, że na jednej z konferencji Bohr, komentując pewną nową teorię, rzucił uwagę, że kwestia polega nie na tym, czy teoria jest szalona, lecz na tym, czy jest dostatecznie szalona. Aby zilustrować nieintuicyjną naturę kwantowego świata, Schrödinger sformułował swój słynny eksperyment myślowy, w którym hipotetyczny kot został umieszczony w pudle razem z pojedynczym atomem radioaktywnego pierwiastka oraz fiolką cyjanowodoru. Jeśli w ciągu godziny atom ulegnie radioaktywnemu rozpadowi, uruchomi zapadkę, która rozbije fiolkę, uśmiercając kota. Jeżeli atom się nie rozpadnie, kot przeżyje. Nie zaglądając do pudła, nie możemy jednak z pewnością stwierdzić, czy atom się rozpadł, więc musimy uważać kota równocześnie za martwego w 50 procentach i żywego w 50 procentach. Jak zauważył Stephen Hawking nie można „przewidzieć dokładnie przyszłych zjawisk, skoro nie da się nawet precyzyjnie zmierzyć obecnego stanu wszechświata!”.
               Najpoważniejszym problemem, jaki stworzyła fizyka kwantów, był pewnego rodzaju nieporządek. Nagle okazało się, że do opisu wszechświata potrzebne są dwa zestawy praw: teoria kwantowa, która funkcjonowała na poziomie mikroświata, oraz teoria względności na poziomie makroświata. Teoria grawitacji, wbudowana w ogólną teorię względności, doskonale opisuje i wyjaśnia, dlaczego planety krążą wokół słońc i dlaczego galaktyki łączą się w klastery, lecz nie odgrywa żadnej roli na poziomie cząstek. Dla wyjaśnienia struktury atomów potrzebne były inne siły i w latach trzydziestych odkryto takie dwie: tak zwane silne oddziaływanie jądrowe oraz słabe oddziaływanie jądrowe. Silne oddziaływanie utrzymuje protony i neutrony w jądrze atomowym, natomiast słabe oddziaływanie jest między innymi odpowiedzialne za rozpady radioaktywne.
              Nieco wbrew swej nazwie słabe oddziaływanie jądrowe jest 10 miliardów miliardów miliardów razy silniejsze od grawitacji, a silne oddziaływanie jest jeszcze (o wiele rzędów wielkości) mocniejsze, lecz zasięg ich obu jest ograniczony do bardzo małych odległości. Silne oddziaływanie funkcjonuje do odległości około jednej stutysięcznej średnicy atomu. To właśnie dlatego jądra atomowe są upakowane w tak małych objętościach i są tak gęste. Z tego samego powodu jądra bardzo ciężkich pierwiastków są niestabilne – oddziaływanie między najbardziej odległymi protonami słabnie wraz ze wzrostem objętości jądra.W rezultacie fizyka dorobiła się dwóch zestawów praw – innego dla mikroświata i innego dla makroświata, aż do skali całego wszechświata – prowadzących całkowicie odrębne życie. Dla Einsteina było to nie do przyjęcia i przez resztę swojego życia poszukiwał sposobu połączenia tych dwóch zestawów w jeden, który miałby się stać tak zwaną teorią wielkiej unifikacji. Ani on, ani nikt inny po nim nie zdołał tego dokonać.

Na podstawie książki Bill’a Bryson’a Krótka historia prawie wszystkiego
---
http://chemicznyswiat.blogspot.com/

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Tajemnice kamiennego kręgu

Tajemnice kamiennego kręgu

Autorem artykułu jest Agnieszka Pilecka

              Listę światowego dziedzictwa UNESCO wzbogacił kolejny kamienny krąg Stonehenge z angielskiego hrabstwa Wiltshire. Datę jego powstania datuje się na ok. 3 tysiące lat p.n.e.,
choć niektóre źródła podają nawet, ze wzniesiono je jeszcze kilkaset lat wcześniej. Brytyjskie monolity służyły prawdopodobnie jako miejsce pielgrzymkowe dla chorych i rannych, naukowcy bowiem uważają, że to miejsce w którym uzdrawiała wiara i moc lecznicza niebieskich kamieni.
Stojących kamiennych bloków łączą poziome bloki tworząc sklepienie, zwrócone w kierunku wschodzącego słońca. Dlatego też przypuszcza się również, iż te menhiry, mogły pełnić rolę prehistorycznego obserwatorium czy też świątyni Słońca.
              Ośrodek kultu początkowo był rowem w kształcie okręgu z wałem ziemnym. Przez setki lat mieszkający tam rolnicy stworzyli wspaniały monument. Wzbogacili to miejsce w podwójny krąg kamieni ważących nawet do parędziesięciu ton, a transportowanych z Walii na odległość ponad km. Do dziś naukowcy zastanawiają się nad przeznaczeniem budowli, nieśmiertelny pomnik niczym jednak nie zdradza tajemnicy kunsztu swych autorów.
              Mając do dyspozycji prymitywne narzędzia, setki zwykłych rolników, przez lata budowało krąg, by potem go rozebrać i ponownie stworzyć z ogromnych bloków z piaskowca. Według regionalnych podań pracę budowniczych wspierali sam czarodziej Merlin i pomagający mu olbrzymi. Dlaczego zadano sobie tyle trudu dla stworzenia tego prehistorycznego, jakże zagadkowego zabytku?
Pojawiają się informacje o cenionych w ubiegłych stuleciach kąpielach w skalnych załomach i wartościach wody spływającej po niebieskich kamieniach. W pobliskich grobach odnaleziono liczne odłamki błękitnego kamienia, szczególnie wśród zmarłych na jakąś chorobę lub poważnie rannych. Wielu pielgrzymów przybywało leczyć się do Stonehenge setki kilometrów. Oprócz roli ośrodka leczniczego krąg mógł także pełnić rolę ośrodka religijnego. Do 5 roku p.n.e. bowiem, ustawiono jeszcze monumentalne trylity, powstał w ten sposób centralny ołtarz.
              Istnieje również teoria, iż było ono astronomicznym obserwatorium, pozwalającym określić daty słonecznego przesilenia, przepowiedzieć zaćmienia, ustalić płożenie Słońca i Księżyca. Jednak najbardziej prawdopodobne jest to, że na zawsze pozostanie tajemnicą cel, dla którego stworzono ten monument. Miejsce pochówku? Magiczna moc głazów? A może świadectwo istnienia pozaziemskich cywilizacji? …

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Okres w historii kosmosu

Gra światła i cienia

Autorem artykułu jest Danuta Wachowska

              Gra dwóch przeciwnych biegunów ma za zadanie połączenie ich w jedną całość. Wszyscy uczestniczymy w tej kosmicznej zabawie, nie zdając sobie z niej sprawy. Czas połączenia szybko nadchodzi i warto go umieć rozpoznać.
Gra światła i cienia
Żyjemy w biegunowym świecie, gdzie światło i cień toczą grę o pierwsze miejsce. Te szachowe potyczki są rozgrywane na naszych oczach a jednak niedostrzegalne. Raz światło wygrywa a drugi raz cień zajmuje pierwsze miejsce. Bez przegranych nie byłoby wygranych.
Zwykły człowiek nie postrzega tej gry. Jest jednak w nią uwikłany, gdyż wszystko podlega biegunowości w trzecim i czwartym wymiarze. Rolą naszą jest aby nie zatracić się w podobieństwie do bieguna. Nie dać się uwikłać w tę samą rolę.
              Ta gra toczy się dalej po śmierci fizycznego ciała i jest tylko bardziej widoczna. Cienie potrafią przyjmować przeróżne koszmarne kształty. Natomiast światło wytwarza przepiękne kolory. Tym sposobem wytworzyło się niebo i piekło.
              Wszystko zależy od przewagi bieguna w który jesteśmy tu na ziemi podłączeni ( do światła lub ciemności). Tam gdzie istnieje światło automatycznie tworzy się cień. Jest to najbardziej znane zjawisko w fizycznym świecie. Jedno z drugim żyje w symbiozie. Jest nierozdzielne.
              Kiedy człowiek podąża drogą jasności, to zaczyna przyciągać do siebie swój cień w postaci ludzi, którzy mu to pokazują, niczym zwierciadło swoje odbicie. Dziwimy się czasem, że święci mieli taki ciężki żywot. Oni przyciągali tylko swoje przeciwieństwo. Im bardziej byli święci, tym większy cień w ich otoczeniu powstawał. Nie można walczyć ze swoim cieniem, należy go zaakceptować i uzdrowić.
              Cały kosmos chce nam teraz uświadomić jak działa to prawo, pokazując go w mega wymiarach. Serwuje nam to zmieniająca się nagle pogoda z upału w chłód; piękne wybrzeża zamieniane są w ruinę w wyniku katastrof ekologicznych czy wybuchów wulkanów. Świat przedstawia nam coraz wyraźniej kosmiczną grę światła i cienia.
              Dopóki nie zrównoważymy swoich energii i nie staniemy w środku, łącząc w sobie ciemność i światło, dopóty będą nam pokazywane w naszym życiu coraz boleśniejsze bieguny. Takie same procesy, które zachodzą w kosmosie, mają miejsce też w naszym osobistym życiu. Wystarczy zaobserwować własne doświadczenia aby zrozumieć ideę rozdzielenia i łączenia przeciwieństw.
Nie jest to łatwy proces, gdyż do tej pory żyliśmy w jednej lub drugiej skrajności. Toczyliśmy grę o swoją większą wartość ( wygraną) z przeciwnikiem. Tak powstał świat osądów a wraz z nim cierpienie. Wytworzyły się rodowe pola, które zawierają informację potępienia inności. W ten sposób na pokolenia w danym rodzie przekazywane są pola informacyjne osądów i przymus doświadczenia ich przeciwności, przez niewinnych często członków rodzin.
Stwarza to ból egzystencjonalny i potok rodzinnych tragedii.
              Jedynym wyjściem z tego jest pojednanie przeciwieństw jak: małżeństwo doskonałe i rozwód czy porządek i bałagan czyli akceptacja dwóch stron medalu. Jeśli to zrozumiemy, to wyjdziemy z gry światła i cienia. Zaakceptujemy wszystko co nam się przydarza, gdyż żaden biegun nie jest zły. Wszystko jest dobre i prowadzi do jedności.
              Często widzimy, że ludziom tzw. złym się bardzo dobrze żyje. Oni nie oceniają innych lecz żyją tylko dla siebie. Oczywiste jest, że kiedyś muszą spróbować żyć dla innych, gdyż los zmusi ich do tego. Dobry człowiek według ludzkiej oceny, kiedyś musiał być nie-dobry i dlatego nieświadomie wyrównuje wyrządzoną krzywdę.
              Zrozumienie siebie i otaczającego nas świata, pozwala szybciej wyzwolić się z pętli biegunowości i wejść w świat jedności. Tam nie ma bólu ani krzywdy, gdyż wygrany i przegrany nie istnieją. Kończą się zabawy przeciwników. Wszelkie mecze nie mogą mieć miejsca. W świecie biegunowym najwięcej pieniędzy i uwagi poświęca się rozgrywkom sportowym. Jest to zwierciadło gry światła i cienia.
              Nadchodzący coraz szybciej czas wielkiej transformacji kosmicznej, związany z rokiem 2012, pozwala nam sobie to uświadomić. Kosmos uwidacznia nam te prawa rozdzielenia przeciwieństw, poprzez zbliżanie biegunów do siebie aby w roku 2012 je połączyć. Ciemność nadciąga teraz w ogromnej ilości aby ją uzdrowić.
              Wejdziemy niebawem w piąty wymiar w którym gra światła i cienia skończy się. Coraz wyraźniej ujawniane są tajemnice rozdzielenia i podzielenia ludzkości na rasy, religie i języki. To samo w sobie stwarza konflikty. Wszyscy pochodzimy wszak z jednego Źródła i epoka rozdzielenia dobiega końca.
              Z dniem 26 lipca 2010 roku rozpoczyna się nowy kalendarz Majański 13 księżyców w kinie Czerwony Wiodący Księżyc w portalu czasu przy pełni księżyca. Może oznaczać to wielkie i burzliwe przemiany świadomości na świecie. Maksymalne oświetlenie podświadomości zbiorowej ludzi oraz indywidualne przebudzenie uśpionej świadomości. Gra światła i cienia zaczyna zwiększać swój bieg, aby połączyć (+) i (-) w jedność i zakończyć 26 000 tysięczny okres w historii kosmosu.
---
Danuta Wachowska www.danuta.stronawww.eu

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Tajemnice oceanów

Oceany i ich tajemnice

Autorem artykułu jest Hamilton Starszy

              Poznaliśmy lepiej Księżyc, Wenus i Marsa niż ten teren naszego globu, który jest pod wodą.Jest to obszar 3/4 powierzchni Ziemi, a jego pojemności 515 milionów kilometrów sześciennych.

              Niebosiężne szczyty Himalajów zdobyto już setki razy. Istnieje miejsce na naszym globie, gdzie można by było je schować. To Rów Mariański. najgłębszy rów oceaniczny na świecie, położony w zachodniej części Oceanu Spokojnego. Ciągnie się na odległość około 2000 km. Wchodzi w skład całego systemu rowów, które tworzą obrzeżenie Płyty Pacyficznej od strony zachodniej. Tam też ścierają się dwie płyty tektoniczne pacyficzna i filipińska, a jego głębokość to 10911 m.

              Poznaliśmy lepiej Księżyc, Wenus i Marsa niż ten teren naszego globu, który jest pod wodą.Jest to obszar 3/4 powierzchni Ziemi, a jego pojemności 515 milionów kilometrów sześciennych. Średnia głębokość to 3,7 km. Jest to ekosystem nie mający sobie równych na lądzie. Żywi miliardy ton różnych istot . Zawiera ogromne ilości ropy naftowej, rud metali, minerałów i innych bogactw naturalnych, których zasoby z braku danych nie są w pełni oszacowane, ale porównywalne z lądowymi. Spenetrowanie dna tych obszarów pozwoliłoby znacznie poszerzyć naszą wiedzę na temat ewolucji, czy rozwiązać wiele zagadek dotyczących powstania życia na naszej planecie.
              Klimat Ziemi w ogromnym stopniu zależy od wirujących prądów oceanicznych o monstrualnych rozmiarach. Dokładne ich zbadanie być może umożliwiłoby sterowalność zjawisk klimatycznych, a na pewno pomogłoby zapobiegać klęskom żywiołowym przyjmującym postać suszy, powodzi czy tajfunów Mało poznane dotychczas organizmy, takie jak bakterie, rośliny i ryby żyjące na dużych głębokościach mogłyby dostarczyć zarówno materiał jak i niezbędnych informacji dla przemysłu farmaceutycznego, genetykom czy chemikom. Zbadanie największego twory geologicznego Ziemi jakim jest pasmo górskie mające 55 tys kilometrów ciągnące się w poprzek oceanów Atlantyckiego, Spokojnego i Indyjskiego po Morze Arktyczne pozwoliłoby zapewne poznać mechanikę płyt tektonicznych i zapewne wyjaśniłoby historię naszej planety.
              Na niektórych obszarach Pacyfiku odkryto podwodne czarne chmury, będącej efektem silnie nagrzanej wody wypływającej, a ściśle mówiąc wybuchającej z podwodnych kominów, która po szybkim oziębieniu rzuca na dno rozpuszczone minerały zawierające cynk, miedź, związki siarki i krzemionkę. W ich okolicach żyją dziwne bakterie odporne na bardzo wysokie temperatury, żyjące w absolutnych ciemnościach, a w ich otoczeniu brak jest jakiegokolwiek pożywienia. Okazuje się, że czerpią energię z chemosyntezy . Są to zatem organizmy starsze ewolucyjnie od znanych nam na co dzień lądowych roślin fotosyntetycznych.
              W badaniach oceanograficznych trochę z konieczności przoduje Japonia. Kraj ten położony jest na styku trzech płyt tektonicznych. Ich wzajemne oddziaływanie powoduje większość trzęsień ziemi o skali powyżej 5 stopni w skali Richtera. Dziś skończyły się pionierskie, pełne romantyzmu czasy Augusta Piccarda, który zbudował batyskaf " Trieste ". 23 stycznia 1960 r opuścił się na
dno Rowu Mariańskiego na głębokość ok 10 912 metrów. Batyskafy zastąpiono bezzałogowymi okrętami podwodnymi wyposażonymi w nowoczesny sprzęt przesyłający obraz i dane z czujników do wyspecjalizowanych ośrodków naukowych, gdzie są one analizowane i opracowywane.
              Ciśnienie słupa wody o wysokości 10 m to 10 ton wody na metr kwadratowy. Na głębokości 10 000 metrów to ciśnienie wynosi 10 000 ton / metr kw. Obrazuje to skalę problemów z jakimi muszą zmierzyć się konstruktorzy i skalę wydatków. Badania te są bardzo kosztowne, ale i zaangażowanie coraz większe. Uczestniczą w nich uniwersytety, marynarki wojenne różnych
krajów, firmy prywatne z branży naftowej a ostatnio nawet wytwórnie filmowe. Efekty wizualne, urok, niepowtarzalność i unikalność tych miejsc zachęca do zarejestrowania tych obrazów.
              Nieżyjący już, jeden z najlepszych himalaistów świata Jerzy Kukuczka zapytany kiedyś dlaczego chodzi w góry odpowiedział :
- dlatego, że istnieją.
Chyba z tego samego powodu wielu ludzi z pasją penetruje głębiny.
---
Streszczenia filmów i książek

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl